Reszta podróży minęła im bardzo wesoło. Śmiały się i żartowały całą drogę. Ogarnęło ich małe zdziwienie, gdy po krótkim czasie znaleźli się już na dworcu King's Cross w Londynie.
- Ejj, nie za szybko to dziś? - zapytała Melanie wytrzeszczając oczy i marszcząc czoło, co sprawiło, że wyglądała dość dziwnie.
- Nie wiem, ale mniejsza, choć wyłazimy - odparła Minerwa.
- Zaczekajmy, aż ten tłum przejdzie. Nie chce mi się przez nich przepychać.
- O rany... Głodna jestem, chodźmy.
- Zaraz, jak chcesz to się przepychaj. O patrz właśnie idą Dick i Coren Firich, to chyba ci się nie uda przejść...
- Firich? A kto to..?
Jednak Melanie nie musiała odpowiadać na jej pytanie, bo usłyszeli plasknięcie, spojrzeli w szybę u drzwi przedziału i zobaczyli dwóch nieco szerokich (nieco to mało powiedziane, bardzo szerokich) chłopaków przeciskających się przez tłum. A plasknięcie było spowodowane pewnie cheeseburgerem, którego jeden z grubasów wytrącił drugiemu z ręki.
- Aha, dobra, czaje... - powiedziała Nerwa patrząc wymownie w sufit. - A tak w ogóle to skąd ich znasz?
- No wiesz, dziwne, że ty do tej pory ich nie dostrzegłaś, dość spore są, jak widzisz.
- Hahahaha, no w sumie, dobra, ale koniec tej polewki, wyłazimy.
Wstały i wzięły bagaże. Tłum na korytarzu był już mniejszy, dlatego też nie mieli dużego problemu z przejściem. Minerwa dostrzegła przez okno rodziców Melanie. Tak bardzo ucieszyła się na ich widok. Było też z nimi dwoje małych dzieci, których Nerwa jeszcze nie zdążyła poznać, ale przypuszczała, że to rodzeństwo przyjaciółki.
Kiedy wyszli z pociągu Melanie uściskała rodziców i rodzeństwo.
- Och... - powiedziała cała rozpromieniona mama Melanie, Ana i przytuliła mocno Nerwe - Minerwa! Jak się cieszę, że cię widzę!
Następnie Minerwa przywitała się z tatą przyjaciółki - Amosem.
- Chyba jeszcze nie zdążyłaś poznać reszty naszych dzieci - rzekł pan Griffin - To jest Charlotte - wskazał na wyższą dziewczynkę z dwoma długimi złotymi warkoczami, uśmiechającą się do niej promiennie - a to - wskazał na chłopczyka obok Charlotte - Will. W domu poznasz jeszcze resztę naszej rodziny.
Ruszyli do samochodu. Minerwa była bardzo szczęśliwa. Oto pierwsze Boże Narodzenie spędzi z kims kogo szczerze kocha.
- Nie mówiłaś, że masz tyle rodzeństwa - powiedziała wesoło do Melanie.
- To zbyt bolesne, żeby o tym mówić.
Obie się zaśmiały. Choć Minerwa nie przepadała za małymi dziećmi, w tej chwili była tak szczęśliwa, że nie obchodziło ją to, że będzie z nimi pod jednym dachem. Miała nawet nadzieję, że nie będzie tak źle i da radę nawiązać chociażby jakieś cienkie nici porozumienia z małymi.
Po niecałych trzech godzinach dojechali na miejsce, a mianowicie do północnej części Anglii, do miasta Dover w hrabstwie Kent, a właściwie do okolic Dover, do lasku, w którym mieszkali państwo Gryffinowie. Minerwa nigdy tu jeszcze nie była. Ciotka nie chciała jej puścić na wakacje do przyjaciółki.
- Chcieliśmy, żebyś przyjechała do nas w lecie - powiedziała Melanie nosząc z Minerwą bagaże - wtedy pokazalibyśmy ci zamek w Dover i White Cliffs, są na prawdę cudne. Teraz jest trochę zimno, ale w tym roku musisz przyjechać do nas na wakacje, rodzice już wszystko planują, odwiedzą nawet twoją ciotkę i poproszą o pozwolenie.
Minerwie bardzo spodobał się ten pomysł. Nie chciała kolejnych wakacji spędzić samotnie.
- Och, ależ wy jesteście tępe... - z domku Griffinów wyszła ładna dziewczyna, wyglądała na jakieś co najmniej 20 lat - Locomotor kufer.
Kufry wyrwały im się z rąk i same powendrowały do domu.
- Oto moja siostra... - przyznała z niesmakiem Melanie - Patrica. Jest strasznie wkurzająca... Zresztą miałaś okazję zobaczyć, niezbyt mile daje się poznać... Skończyła Hogwart, jak my mieliśmy do niego iść, także nie miałaś okazji jej tam spotkać.
- O cześć, ty pewnie jesteś Minerwa, Melaniulka dużo o tobie mówiła - powiedziała jednym tchem Patrica.
- Elo - powitała ją Nerwa - Melaniulka? - zwróciła się do Melanie.
- Próbuje mnie wkurzyć, ale to i tak jest słabe, bywa gorzej...
Weszli do domu. Pomimo jego małych rozmiarów z zewnątrz w środku miał bardzo dużo miejsca. Był bardzo przytulnie urządzony. Naczynia same się zmywały, szmata wycierała półki, tak jakby ktoś niewidzialny to robił. Na oknach były powieszane girlandy z napisem "Wesołych świąt". Bombki unosiły się tuż pod sufitem, niepodtrzymywane przez żadne nitki, a na podłodze leżały dwa kartony wypełnione świątecznymi ozdobami.
- Ale tu pięknie... - powiedziała Minerwa, orientując się, że od kąt tu weszła ma otwartą buzię.
- Nie żartuj sobie - odrzekła Melanie - Chodź na górę. Będziemy spać w moim pokoju. Zwykle zajmuję go z Angeliką, ale ona niestety nie przyjedzie. Jest w Bułgarii, pracuje tam w ministerstwie, w Departamencie Współpracy Czarodziejów... Wraca dopiero w maju, więc pewnie poznasz ją w wakacje, jest na prawdę fajna, a na pewno nie to co Patrica, strasznie mnie wnerwia od zawsze.
Minerwa nic nie powiedziała. Zazdrościła koleżance rodzeństwa i w ogóle rodziny.
Pokój Melanie i Angeliki był wspaniały. Na ścianach były plakaty, na których poruszali się czarodzieje. Jedni latali na miotle, drudzy poruszali ustami, jakby śpiewając.
Dziewczyny rozpakowały się i rozgościły, a potem zeszły na dół pomagać reszcie rodziny ubierać choinkę, przystrajać dom i podwórko.
Minerwa poznała jeszcze Susanne, dwudziestodwuletnią siostrę Mel i Davida, dwudziestopięcioletniego brata Mel, którego siostrą bliźniaczką była Angelika. Rodzina Griffinów była bardzo miła, no może oprócz Patrici... Nerwa w końcu zrozumiała przyjaciółkę i nie za bardzo polubiła jej siostrę.
Wigilijna kolacja w gronie rodzinnym była bardzo wspaniałym przeżyciem dla Minerwy. Chciałaby móc spędzać tu każde wakacje i każde ferie. Pierwszy raz czuła się na prawdę jak w domu.
Przed północą Minerwa, Melanie, Susanne, David i państwo Griffinowie poszli na Pasterkę. Minerwa nigdy wcześniej nie chodziła do kościoła. Ciocia nie uczyła jej religii, nie zaprowadzała do kościoła, a Minerwa właśnie czegoś takiego potrzebowała. Potrzebowała Boga.
Po mszy wszyscy padli jak zabici.
Dziewczyna nigdy nie czuła się tak szczęśliwa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz