poniedziałek, 16 lipca 2012

Dover

Reszta podróży minęła im bardzo wesoło. Śmiały się i żartowały całą drogę. Ogarnęło ich małe zdziwienie, gdy po krótkim czasie znaleźli się już na dworcu King's Cross w Londynie.
- Ejj, nie za szybko to dziś? - zapytała Melanie wytrzeszczając oczy i marszcząc czoło, co sprawiło, że wyglądała dość dziwnie.
- Nie wiem, ale mniejsza, choć wyłazimy - odparła Minerwa.
- Zaczekajmy, aż ten tłum przejdzie. Nie chce mi się przez nich przepychać.
- O rany... Głodna jestem, chodźmy.
- Zaraz, jak chcesz to się przepychaj. O patrz właśnie idą Dick i Coren Firich, to chyba ci się nie uda przejść...
- Firich? A kto to..?
Jednak Melanie nie musiała odpowiadać na jej pytanie, bo usłyszeli plasknięcie, spojrzeli w szybę u drzwi przedziału i zobaczyli dwóch nieco szerokich (nieco to mało powiedziane, bardzo szerokich) chłopaków przeciskających się przez tłum. A plasknięcie było spowodowane pewnie cheeseburgerem, którego jeden z grubasów wytrącił drugiemu z ręki.
- Aha, dobra, czaje... - powiedziała Nerwa patrząc wymownie w sufit. - A tak w ogóle to skąd ich znasz?
- No wiesz, dziwne, że ty do tej pory ich nie dostrzegłaś, dość spore są, jak widzisz.
- Hahahaha, no w sumie, dobra, ale koniec tej polewki, wyłazimy.
Wstały i wzięły bagaże. Tłum na korytarzu był już mniejszy, dlatego też nie mieli dużego problemu z przejściem. Minerwa dostrzegła przez okno rodziców Melanie. Tak bardzo ucieszyła się na ich widok. Było też z nimi dwoje małych dzieci, których Nerwa jeszcze nie zdążyła poznać, ale przypuszczała, że to rodzeństwo przyjaciółki. 
Kiedy wyszli z pociągu Melanie uściskała rodziców i rodzeństwo.
- Och... - powiedziała cała rozpromieniona mama Melanie, Ana i przytuliła mocno Nerwe - Minerwa! Jak się cieszę, że cię widzę!
Następnie Minerwa przywitała się z tatą przyjaciółki - Amosem.
- Chyba jeszcze nie zdążyłaś poznać reszty naszych dzieci - rzekł pan Griffin - To jest Charlotte - wskazał na wyższą dziewczynkę z dwoma długimi złotymi warkoczami, uśmiechającą się do niej promiennie - a to - wskazał na chłopczyka obok Charlotte - Will. W domu poznasz jeszcze resztę naszej rodziny.
Ruszyli do samochodu. Minerwa była bardzo szczęśliwa. Oto pierwsze Boże Narodzenie spędzi z kims kogo szczerze kocha.
- Nie mówiłaś, że masz tyle rodzeństwa - powiedziała wesoło do Melanie.
- To zbyt bolesne, żeby o tym mówić.
Obie się zaśmiały. Choć Minerwa nie przepadała za małymi dziećmi, w tej chwili była tak szczęśliwa, że nie obchodziło ją to, że będzie z nimi pod jednym dachem. Miała nawet nadzieję, że nie będzie tak źle i da radę nawiązać chociażby jakieś cienkie nici porozumienia z małymi.
Po niecałych trzech godzinach dojechali na miejsce, a mianowicie do północnej części Anglii, do miasta Dover w hrabstwie Kent, a właściwie do okolic Dover, do lasku, w którym mieszkali państwo Gryffinowie. Minerwa nigdy tu jeszcze nie była. Ciotka nie chciała jej puścić na wakacje do przyjaciółki.
- Chcieliśmy, żebyś przyjechała do nas w lecie - powiedziała Melanie nosząc z Minerwą bagaże - wtedy pokazalibyśmy ci zamek w Dover i White Cliffs, są na prawdę cudne. Teraz jest trochę zimno, ale w tym roku musisz przyjechać do nas na wakacje, rodzice już wszystko planują, odwiedzą nawet twoją ciotkę i poproszą o pozwolenie.
Minerwie bardzo spodobał się ten pomysł. Nie chciała kolejnych wakacji spędzić samotnie.
- Och, ależ wy jesteście tępe... - z domku Griffinów wyszła ładna dziewczyna, wyglądała na jakieś co najmniej 20 lat - Locomotor kufer.
Kufry wyrwały im się z rąk i same powendrowały do domu.
- Oto moja siostra... - przyznała z niesmakiem Melanie - Patrica. Jest strasznie wkurzająca... Zresztą miałaś okazję zobaczyć, niezbyt mile daje się poznać... Skończyła Hogwart, jak my mieliśmy do niego iść, także nie miałaś okazji jej tam spotkać.
- O cześć, ty pewnie jesteś Minerwa, Melaniulka dużo o tobie mówiła - powiedziała jednym tchem Patrica.
- Elo - powitała ją Nerwa - Melaniulka? - zwróciła się do Melanie.
- Próbuje mnie wkurzyć, ale to i tak jest słabe, bywa gorzej...
Weszli do domu. Pomimo jego małych rozmiarów z zewnątrz w środku miał bardzo dużo miejsca. Był bardzo przytulnie urządzony. Naczynia same się zmywały, szmata wycierała półki, tak jakby ktoś niewidzialny to robił. Na oknach były powieszane girlandy z napisem "Wesołych świąt". Bombki unosiły się tuż pod sufitem, niepodtrzymywane przez żadne nitki, a na podłodze leżały dwa kartony wypełnione świątecznymi ozdobami.
- Ale tu pięknie... - powiedziała Minerwa, orientując się, że od kąt tu weszła ma otwartą buzię.
- Nie żartuj sobie - odrzekła Melanie - Chodź na górę. Będziemy spać w moim pokoju. Zwykle zajmuję go z Angeliką, ale ona niestety nie przyjedzie. Jest w Bułgarii, pracuje tam w ministerstwie, w Departamencie Współpracy Czarodziejów... Wraca dopiero w maju, więc pewnie poznasz ją w wakacje, jest na prawdę fajna, a na pewno nie to co Patrica, strasznie mnie wnerwia od zawsze.
Minerwa nic nie powiedziała. Zazdrościła koleżance rodzeństwa i w ogóle rodziny.
Pokój Melanie i Angeliki był wspaniały. Na ścianach były plakaty, na których poruszali się czarodzieje. Jedni latali na miotle, drudzy poruszali ustami, jakby śpiewając.
Dziewczyny rozpakowały się i rozgościły, a potem zeszły na dół pomagać reszcie rodziny ubierać choinkę, przystrajać dom i podwórko.
Minerwa poznała jeszcze Susanne, dwudziestodwuletnią siostrę Mel i Davida, dwudziestopięcioletniego brata Mel, którego siostrą bliźniaczką była Angelika. Rodzina Griffinów była bardzo miła, no może oprócz Patrici... Nerwa w końcu zrozumiała przyjaciółkę i nie za bardzo polubiła jej siostrę.
Wigilijna kolacja w gronie rodzinnym była bardzo wspaniałym przeżyciem dla Minerwy. Chciałaby móc spędzać tu każde wakacje i każde ferie. Pierwszy raz czuła się na prawdę jak w domu.
Przed północą Minerwa, Melanie, Susanne, David i państwo Griffinowie poszli na Pasterkę. Minerwa nigdy wcześniej nie chodziła do kościoła. Ciocia nie uczyła jej religii, nie zaprowadzała do kościoła, a Minerwa właśnie czegoś takiego potrzebowała. Potrzebowała Boga.
Po mszy wszyscy padli jak zabici.
Dziewczyna nigdy nie czuła się tak szczęśliwa...


środa, 11 lipca 2012

Tabu

Ten dzień był dla Minerwy bardzo szczęśliwy. Uważała, że to co staje się rano ma największy wpływ na humor wciągu dnia. Poniedziałkowe lekcje zleciały jej bardzo szybko, w towarzystwie Melanie. Reszta dziewczyn jakoś dziwnie nie chodziła już z nimi w jednym "stadzie", ale Minerwie i Melanii tego w ogóle nie brakowało, wręcz przeciwnie były zadowolone. Nerwa odróżniła w końcu prawdziwą przyjaźń od zwykłej i od koleżeństwa. Lubiła Victorie, Cassie i Eve i to nawet bardzo, ale zrozumiała, że tak na prawdę wiele o nich nie wie. Przemyślała sobie też, jak czuła się kiedyś Mel, w cieniu przyjaciółki, zawsze na drugim miejscu... Chciała, żeby to się zmieniło, ale nie miała pojęcia co zrobić. W kontaktach z innymi ludźmi nie zostawiała Melenii w tyle, dawała jej dość do słowa, przedstawiała ją osobom, którym wcześniej nie wpadła na pomysł, żeby ją przedstawić. Po kilku tygodniach Nerwa doszła do wniosku, że teraz Melanii nie jest już w jej cieniu, jednakże, czegoś jej tu brakowało, tak jakby ten cień jeszcze nie całą ją odkrył, miała jednak nadzieję, że przyjaciółka nie czuje się już tak bardzo odrzucona przez innych.
Było jeszcze coś co gnębiło McGonagall... Przyjaciółkom nie udało poruszyć się tematu Toma Riddle'a, a nawet nie próbowały. Minerwa bała się, że znów się pokłócą. Wtedy, gdy już miedzy nimi jest tak dobrze. Wtedy, gdy jedyną osobą na świecie, której bezgranicznie ufa i którą najbardziej kocha była Melanii. Po tylu spotkaniach TOB nie zdążyli jeszcze odkryć, kto jest sprawcą morderstw w Zakazanym Lesie.
Wieczór, po kolacji, w ostatnią niedzielę przed Wigilią, która w tym roku wypadała w czwartek, Minerwa odrabiająca z Melanii lekcję na poniedziałek i wtorek wyjątkowo skończyła pierwsza, bo zwykle to Griffin, wzorowa uczennica kończyła pierwsza. Nerwa spakowała się i już chciała zanieść rzeczy na górę i iść spać, bo było dość późno, a czuła się wykończona, Melenie nagle powiedziała nie przerywając pisania:
- Nie chodź jeszcze, zaczekaj, dosłownie pięć minutek. Zaraz to skończę. Chciałam o czymś z tobą pogadać...
Minerwa bez słowa usiadła. Zastanawiała się o czym też może chce porozmawiać Mel. Nie minęło pięć minut panna Griffin odłożyła pióro i pergamin, jednakże ich nie schowała.
- Słuchaj... - zaczęła niepewnie - wiem, że chciałabyś wiedzieć... - urwała. Minerwa spojrzała na nią pytającym wzrokiem. - noo... ciekawi cię to... - próbowała dokończyć - Po prostu pomyślałam, że chcesz wiedzieć co z Tomem - dokończyła na wydechu, jakby wykrztuszenie tego zdania sprawiło jej dużą trudność.
- Yyy... - odpowiedziała niezbyt znacząco Minerwa. Nie spodziewała się, że Mel może sama poruszyć temat Toma. Była pozytywnie zaskoczona, ale nie chciała się narzucać - no nie ukrywam... ale jak nie chcesz to nie mów, przeżyję. - próbowała się uśmiechnąć, ale trochę jej nie wyszło, za to twarz Melanie nie wyrażała żadnych emocji.
- Czuję to, domyślam się - ciągnęła Mel - przy każdym temacie, który w jakimś stopni jest powiązany z Tomem, chciałabyś o niego spytać - tu urwała, jakby czekając na odpowiedź przyjaciółki, jednak ta nic nie powiedziała, więc ciągnęła - słuchaj..., wiem że go nie lubisz i w ogóle, ale ja dalej go kocham. Jestem trochę rozdarta, bo wychodzi na to, że nie wierzę tobie, ale gdybym ci uwierzyła musiałabym się odwrócić od Toma... To i to jest dla mnie trudne... Nie chcę stracić ani ciebie, ani jego...
- Czyli dalej mi nie wierzysz? - zapytała spokojnie Minerwa.
- Nie do końca, ja...
- A co by się musiało stać, żebyś w końcu mi uwierzyła? - przerwała jej nieco już rozjuszona Minerwa.
- Wiesz, to nie jest takie proste, wybierać pomiędzy osobami, które naprawdę kochasz i które naprawdę kochają ciebie.
- Ale mi nie chodzi o "ja vs. Tom" mi chodzi o "dobro vs. zło", tak trudno pojąć?
- Nie, ale...
- Zastanów się nad tym, możesz mnie odrzucić, chociaż nie powiem, będzie mi smutno, ale to będzie twój wybór, jeśli wolisz Toma, ale zależy mi, abyś jednak odróżniała dobro od zła i wybierała między tym i żebyś nie była całkowicie zaślepiona miłością. Przemyśl to sobie, proszę. Dobranoc.
Wstała i wyszła po spiralnych schodach do sypialni dziewcząt. Nie wiedziała, czy Melanie znów się na nią nie obraziła i czy nie była za ostra, jednakże starała się by jej ton głosu był spokojny. Tak jakby najbardziej brakowało jej teraz kłótni... W łóżku dużo myślała o Tomie i Melanie, długo nie mogła zasnąć, ale w ogóle nie usłyszała jak Melanie wchodziła do łóżka, co oznaczało, że długo siedziała w salonie Gryfonów.

***

Ostatnie 2 dni nauki zleciały im bardzo szybko. Nauczyciele nie zadawali im zadań, a lekcje były luźne. Melanie nie była obrażona na Minerwę, jak i na odwrót, ale żadna nie poruszyła już tematu Toma. Nerwa dała czas Mel, aż przemyśli to wszystko i miała nadzieję, że sama rozpocznie na nowo temat. 
W środę nie mieli już lekcji. Każdy miał czas na spakowanie się, żeby wieczór wyjechać z dworca Hogsmead. do Londynu, na święta. 
Minerwa jak zwykle nigdzie miała nie wyjeżdżać, ale dostała zaproszenie od rodziców Melanie. Była bardzo zadowolona, że pierwszy raz spędzi święta w domowej atmosferze, pełnej miłości, z osobami, które bardzo lubiła i zastępowały jej rodzinę. 
Wrzuciła wszystkie ubrania do kufra, nie zwracając uwagi na ład i estetyczność. Zatrzasnęła wieko, usiadła na łóżku i spoglądnęła na przyjaciółkę schludnie składającą swoje rzeczy. 
- Masz zamiar to dziś skończyć? - zapytała z żartem w głosie McGonagall
- Spadaj - odpowiedziała z ironiczną miną Melanie i obie się roześmiały. 
Po spakowaniu kufra przez Melanie (jednak udało jej się to skończyć w ten sam dzień co zaczęła) obie poszły do Wielkiej Sali na kolację. Po kolacji wrócili do pokoju wspólnego Gryfonów. Nauczyciele nie zadawali już lekcji, także mieli wolny wieczór, który większość uczniów wykorzystała na grę w eksplodującego durnia.

Nazajutrz każdy, kto wyjeżdżał na święta był już spakowany i gotowy. O 11 mieli pociąg, także wcześniej zjedli śniadanie, a o w pół do 11 wyruszyli do Hogsmead. Niektórzy robili jeszcze zakupy świąteczne. Kupowali prezenty dla swoich kolegów i rodzin. Minerwa nie miała jeszcze dla nikogo prezentu także postanowiła odwiedzić sklep Zonka, koło którego właśnie przechodzili.
- Ja idę do Zonka kupić prezenty, zaczekasz? - zapytała Melanie.
- Jasne.
Po kilku minutach wróciła z wypchanymi kieszeniami płaszcza, kupiła mase najróżniejszych magicznych gadżetów.
- A ty już masz prezenty? - zapytała Melanie, ale po chwili ugryzła się w język, bo pomyślała, że to trochę głupie pytanie.
- Eee... tak. Napisałam do mamy w liście, żeby coś kupiła.
Minerwę trochę zdziwiła odpowiedź, że kazała kupić mamie prezent... musiała jednak jakoś dla jej samej kupić prezent, bo chyba sama jej nie kazała sobie kupić. Jednakże Minerwa stwierdziła, że nie jest to aż tak poważny temat, nad którym trzeba się tak zagłębiać.
Gdy dotarli na dworzec wszyscy powsiadali do pociągu, który zwykle był bardziej zapełniony. Dziewczyny znalazły przedział tylko dla siebie. 
- Myślałam o tym co mówiłaś - powiedziała nagle Melanie, po około 3 godzinach jazdy - Myślałam, co może się stać żebym uwierzyła w rzekome morderstwa Toma. Nie obraź się, ja na prawdę ci wierzę, bo niby dlaczego miałabyś to wymyślać, dlatego nie sądze by ta wiewiórka miała jakieś większe znaczenie. Zabił ją po prostu, może tak o, jak komara, który bzyczy nad uchem. 
- Zabił ją tak po prostu? Mel, ty uważasz, że rzucenie Avady to jest "tak po prostu"? I nie porównuj tego do komara, w komara nie celujesz specjalnie uśmiercającym zaklęciem, ale też nie latasz za wiewiórką, żeby ją zgnieść w rękach jak komara, bo ona ci chyba nie przeszkadza, jak komar. Co ma w ogóle piernik do wiatraka?
- Wiatrak się może rozpierniczyć... Ale serio... przepraszam, może masz rację, powinnam zerwać z Tomem. Jesteś dla mnie ważniejsza. Dobro jest dla mnie ważniejsze, chociaż ja nie widzę zła, ale ty je widzisz i wierzę tobie, dlatego po świętach z nim skończę. 
Minerwa po tych słowach była wyraźnie uradowana. Aż musiała się uśmiechnąć i powiedziała:
- Jeju, wiesz, że się cieszę? Szkoda tylko... nie miałam nic przeciwko temu żebyś miała chłopaka, wręcz przeciwnie, ale zależało mi na tobie i na tym żebyś była bezpieczna. 
Dziewczyna wyraźnie poprawił się humor. Nerwa była dumna z przyjaciółki, że odważyła się znów poruszyć temat tabu i wzięła sobie jej słowa do serca. 



Kasia