piątek, 9 września 2011

Potęga przyjaźni

Nie mogła uwierzyć w to co się stało.
Właśnie straciła chłopaka. Była zła na Chrisa, jak i również była zła na Marka. Ma już dość. Ma już dość chłopaków, wszystkich i to bez wyjątków. Chciała skończyć z tą ślepą miłością od jakiej zaczęła.
Gwałtownie wstała, chciała go dogonić, biegła i biegła z krzykiem "Chris!" widząc jak korytarz przed skrzydłem szpitalnym wiruje jej w oczach, które zaślepia mgła. Zatrzymała się. Przed oczami zrobiło jej się ciemno, czuła się okropnie słabo, osunęła się na kolana.

***
Leżała w łóżku, a obok dostrzegła panią pielęgniarkę. Miała dziurę w pamięci, ale po chwili przypomniała sobie obraz długiego korytarza, który pobladł i znikał w oczach Minerwy, a potem osunęła się na kolana.Dotarło do niej, że zemdlała.
- Nie wychodź z łózka - odezwała się pielęgniarka. - Masz uszkodzone kości czaszki. Jeszcze ci mało? - Podała jej szklankę wypełnioną srebrnym płynem - Wypij to i prześpij się i pamiętaj, że nie wolno ci wstawać.
Minerwa wzięła szklankę ze srebrnym lekiem, który cuchnął podobnie do kocich sików. Zatkała sobie wolną ręką nos i wypiła do dna. Smak miał jeszcze gorszy niż zapach i galaretowatą konsystencję, choć z wyglądu bardziej przypominał proszek.
Spróbowała usnąć, ale nie mogła. Wciąż  myślała o swoim życiu i o tym błocie, w które wdepnęła. Nie będę się zadręczać chłopakami, nie będę wiecznie o nich myśleć, to dupki, wszyscy, bez wyjątków i teraz pójdę spać, a nie będę poświęcać czasu tym idiotom - mówiła sobie w duchu. Wtuliła się do poduszki, trudno było jej usnąć, ale po chwili zapadła w głęboki sen. Śniło jej się, że leżała w łóżku w skrzydle szpitalnym, a dookoła niej stali chłopacy przepychający się przez tłum i trzymający w rękach różne prezenty. Nagle z krzykiem wbiegł Chris i tak nagle jak się pojawił zaczął całować Minerwę.
Obudziła się. Dostrzegła Melanie nad jej łóżkiem.
- Kiedy przyszłaś? - powitała przyjaciółkę.
- Jakiś kwadrans temu. Jest już południe.
- Już południe?! Tak długo spałam?
- Tak. I dziwnie poruszałaś ustami podczas snu. Co si się...
- Chcę zapomnieć...
- Aaa, jasne. Aha, jasne... Dobra. Nie ma sprawy.
- Ale naprawdę.
- No to okej, nie chcesz nie mów.
Zapanowała cisza. Po kilku minutach do sali weszła pielęgniarka i powiedziała:
- O, wstałaś. Świetnie. W takim razie przygotuję lekarstwo.

I poszła do swojego gabinetu.
- Kiedy wychodzisz? - zapytała Melanie.
- A bo ja wiem...
- Przepraszam...
- Za co?
- No za to zaklęcie... Ja naprawdę nie chciałam ci zrobić krzywdy, ale wy... wy...
- Nie ma sprawy. Zapomnijmy.
- Jesteś zła prawda? Na Marka i na Chrisa?
Minerwa nie odpowiedziała.
- Przecież widzę. Masz to wymalowane na twarzy czarno na białym. Nie przejmuj się, oni dopiero zaczynają rozumieć miłość, za kilka lat znajdziesz...
- Kiedy ja nie chcę! Słuchaj, temat "chłopcy" to temat tabu! Nie chcę o nich myśleć, gadać, ani nic!
- No dobra, okej. Ale nie wyładowuj na mnie tych swoich emocji, bo to nie jest miłe. Jeśli jesteś na mnie zła za to co zrobiłam to po prostu powiedz.
- Nie, nie. Przepraszam...
Minerwie zrobiło się trochę wstyd. Nie chciała krzyczeć na swoją przyjaciółkę, ale tak wyszło...
Po chwili do sali weszły Victorie, Evanna i Cassie. Nerwa była im wdzięczna, za to, że przerwały tę kłopotliwą ciszą, jaka nastała między przyjaciółkami.
- Hej - krzyknęła Evanna, która szła jako pierwsza. - Co tam u ciebie? Kiedy wychodzisz?
- No witam, witam - powitała Minerwę Victorie.- Właśnie, kiedy? I jak tam? Jak się czujesz?
- Siemka - jako ostatnio powitała ją Cassie.
- Och, cześć - odpowiedziała Minerwa. - No tak... hmm... czujesz się chyba trochę tak, jakbym miała dostęp do mózgu.
Dziewczyny się roześmiały.
- Ale taki wiecie, przez głowę, znaczy taki... no wiecie... wiecie o co mi chodzi, prawda?
- Ej, no Mi przecież czaszki nie straciłaś, nie masz dziury w mózg... znaczy w czaszce. Co ja powiedziałam? W mózgu czy w czaszce?
Wszystkie znów wybuchnęły śmiechem.
- Ona... ona to ma raczej dziurę...dziurę w pamięci - dodała Cassie, ledwo łapiąc oddech. - Och, nie mogę...
I tak się śmiały, gadały, gadały, żartowały i znów się śmiały. Minerwa zrozumiała potęgę przyjaciółek. Kochała je, bardziej niż dotychczas jakiegokolwiek chłopaka.
Przez kolejne dni również przychodziły, i gadały, i gadały, i żartowały, i gadały, i się śmiały, i gadały, i żartowały, i znów się śmiały. No po prostu Nerwa nie mogła sobie zażyczyć lepszego towarzystwa.
W końcu Minerwa opuściła skrzydło szpitalne. Oczywiście przyszły po nią przyjaciółki, a potem razem poszły do Wielkiej Sali na obiad.
Wszystkie zasiadły przy stole Gryfonów, a Cassie i Evy nie obchodziło to, że są Krukonkami. Towarzystwo dziewczyn wprawiało Minerwę w dobry nastrój, pomagało jej zapomnieć o tym, co zaszło miedzy nią a Chrisem, między nią a Markiem. Jeśli tylko lekcje mieli Gryfoni razem z Krukonami to cała piątka trzymała się razem.
Jednak po tych cudownych chwilach Minerwie zaczęło brakować samotności. Zaczęło jej brakować tych czasów, gdzie to ona i Melanie sobie spokojnie rozmawiały, gdzie nikt im nie przeszkadzał. To Melanie właśnie była dla niej najważniejsza. Ona, jako jedyna, najlepsza przyjaciółka, ona, jako najbardziej zaufana, ona, jako najwierniejsza kopia myśli samej Minerwy.

 ***
Pewej niedzieli Minerwa obudziła się wcześnie rano. Łóżko Melanie dostrzegła puste. Więc postanowiła na spokojnie zjeść śniadanie w Wielkiej Sali. Szybko się ubrała i wyszła przez dziurę pod portretem Grubej Damy. Korytarze były puste. W Wielkiej Sali zastała niewielką grupkę Puchonów i jedną, jedyną Melanie przy stole Gryfonów. Usiadła koło nie i przywitała się:
- Hej.
- Cześć - odpowiedziała Melanie. - Co tak wcześnie? Jest dopiero po siódmej.
- Tak się obudziłam. A ty co tak wcześnie?
- No wiesz, zaczyna mi ciebie brakować. Bo to jest tak, że gdy są one to jest tak jakby mniej ciebie. Kminisz? Chodzi mi o to, że to jest tak, jakby one mi trochę ciebie zabierały, każda po trochu i mnie nie wystarcza, ta część co zostaje, ponieważ zawsze dostawałam większą.
- Yyy... Kto cię uczył chińskiego?
- No dobra... Miałam na myśli to, że brakuje mi tych chwil, gdy jestem z tobą sama, ja i ty. I brakuje mi tego spokoju, który miałam z tobą, tych rozmów i tak dalej... Nie zrozum mnie źle, ja je bardzo lubię, naprawdę, nikt nikogo nie faworyzuje, więc nie czuję się gorsza, ale chciałabym wrócić do dawnych czasów. I nawet do tych, gdzie to ty byłaś sławna, a ja w twoim cieniu, bardzo mało znana, bardzo nieśmiała, bez innych przyjaciół.
Minerwa zaniemówiła. Trudno było jej uwierzyć w to, że jej najlepsza przyjaciółka tak samo myśli i że jej też jest jej brak. W końcu mogły porozmawiać. Same. Bez nikogo i w spokoju.






sobota, 3 września 2011

Zdrada.


-Tak jestem. W ogóle nie zwraca lać na mnie uwagi ,jakbym była powietrzem, - powiedziała bezbarwnym głosem Melanie ,patrząc w ogień. – Jestem niewidzialna. Większość nie wiem nawet jak mam na imię. A ty? A ty jesteś super, mega popularna. Wszyscy cię znają i lubią. – Mel popatrzyła na Nerwę.-  Ja nie chcę cały czas żyć w cieniu przyjaciółki.
Dziewczyna wstała i poszła do dormitorium.
Nerwa stał jakby dostała Drętwotą. Nie wiedziała co o tym myśleć , czy iść za Melanie i coś jej powiedzieć. Usiadła na fotelu ,na którym dopiero siedziała Melanie. Siedziała tak bardzo długo ,aż w końcu opustoszał pokój wspólny ,a nią zawładnął sen.
Całą noc śniła jej się czarna postać Melanie z pustymi oczami ,która stała obok wysokiego młodzieńca – Toma Riddla. Obydwoje w czarnej mgle mieli na twarzach wyraz wyższości  ,a co chwilę Melanie patrzyła na Toma z uwielbieniem wiecznej służebnicy. Nerwa patrzyła na to oczami snu. Nic nie mogła zrobić. Była bezsilna. Patrzyła na czarną parę. Nagle usta Gryfonki i Ślizgona się spotkały. Ich włosy wzburzył silny wiatr ,a ciemność coraz bardziej napierała. Ręka chłopaka powędrowała na talię dziewczyny ,a wielki pyton ,który pojawił się z nikąd ,oplótł ich ciała. Nerwa próbowała biec, zatrzymać ich ,ale czuła się jak na bieżni. Teraz widać było tylko twarze całujących się osób ,aż wielka głowa węża zasłoniła je i…
-Minerwaco ty tu robisz? – to był Mark Anders. Gryfon w wieku Nerwy ,miał blond włosy i brązowe oczy.
-O Mark. Co ja… eee… no chyba powinnam iść do dormitorium. A ty czemu nie śpisz?
-Nie mogę zasnąć. – powiedział i usiadł ,na fotelu obok Nerwy.
Dziewczyna czuła ,że i ona jest zbyt rozbudzona by ponownie zasnąć.           
-Będziesz tu siedział? – spytała.
-Tak. – powiedział. – Pewnie do rana.
-Ja chyba też.
- No to mamy czas się lepiej poznać. – powiedział chłopak i uśmiechnął się.
Dziewczyna pogrążyła się w rozmowie. Im dłużej gadali tym bardziej Nerwa czuła sympatie do Gryfona. Około piątej obydwoje wiedzieli o sobie już bardzo ,bardzo dużo.
-Masz piękne oczy. – wypalił z nagle chłopak.
-Eee… dzięki. – powiedziała Nerwa i chcąc nie chcąc oblała się szkarłatem.
-Mówię jak jest. Od zawsze mi się podobasz.
Gryfonka nie wiedziała co powiedzieć. Miała chłopaka ,ale mimo tego Mark nie przestawał być w jej oczach bardzo atrakcyjnym chłopakiem.
-Od dawna pragnę dotknąć twego delikatnego policzka ,zanurzyć rękę w twych lśniących włosach i przepaść w otchłani twych ust.
Nerwa poczuła motylki w brzuchu i sama siebie skarciła w duchu „Masz chłopaka, opamiętaj się!”.
-Budząc się rano myślę o tobie. – ciągnął dalej chłopak. – Śnisz mi się co noc.
-Mark ja mam…
Nerwa zdrętwiała. Chłopak wyciągnął rękę i pogładził jej policzek. Dziewczyna poczuła się jak w niebie. Zamknęła oczy. Chłopak przybliżył się do niej i delikatnie pocałował ją w usta. Popatrzyli na siebie ,a po chwili tonęli już w długim i namiętnym pocałunku. Nie widzieli świata poza sobą. Wszystkie myśli Nerwy gdzieś odpłynęły , ten dziwny sen, Melanie i ich przyjaźń, jej związek z Chrisem, to co zrobił Tom. To nie istniało.
-MINERWA?! – to jedno słowo zniszczyło całą magię tej chwili. Na schodach stała Melanie w swoim fioletowym szlafroku. Patrzyła na Minerwę i Marka. Chłopak nadal gładził włosy dziewczyny ,która trzymała ręce na jego ramionach.
-Melanie?! – zapytała głupkowato Minerwa.
- Co ty tu… ty masz chłopaka! – krzyknęła Mel.
Minerwa odskoczyła od Marka jak oparzona.
-Ja …co… mam… ale… O NIE! – Minerwa pobiegła z płaczek pobiegła do dormitorium ,zostawiając zdenerwowaną i zaskoczoną Melanie i zdezorientowanego Marka w pokoju wspólnym.
Dziewczyna zamknęła się w łazience. Wielkie łzy spływały na jej krwiście czerwoną bluzkę z napisem „Always this one” na wielkim sercu. Co ona zrobiła? Co sobie w ogóle myślała? Co pomyśli Chris? Czy on się dowie? Czy Melanie mu powie? A może zrobi to Mark? Czy on też czuje się skrzywdzony?
Stało się najgorsze co stać się mogło DOPUŚCIŁA SIĘ ZDRADY ,a do tego teraz kochała i Marka i Chrisa tak samo mocno. Chris jej nie wybaczy ,ale przecież ona nie wie czy nadal chce być z nim ,czy może teraz z Markiem. A jak oni obydwoje się od niej odwrócą i jeszcze Melanie.
-Ale ze mnie perfidna świnia. – powiedziała sama do siebie ,waląc pięścią w umywalkę. W lustrze zobaczyła swoje odbicie. Nienawidzi się ,nie może na siebie patrzeć, nie chce istnieć. Chce umrzeć.
Nerwa wyciągnęła z kieszeni spodni swoją różdżkę.
Przecież zna mordercze zaklęcie ,dlaczego teraz ma go nie użyć ,dlaczego ma się nie zabić.
Kiedy nie wymyśliła argumentów przeciw zabiciu siebie ,doszły jej jeszcze argumenty „za”. Przecież Tom nie jest zły ,a ona go oskarżyła. Tak wiele wycierpiała i tak wiele cierpienia przyniosła innym. Teraz spotka się z mamą… tatą.
Wycelowała różdżką w swe serce
-A-avada. – jęknęła. – A-avada Ka-adavra. – czekała na śmierć ,ale ona nie przyszła.
Musiała to źle wymówić ,albo to przez to jąkanie.
Ona musi to zrobić.
Wzięła dwa głębokie oddechy i ponownie wycelowała różdżką w serce.
-AVADA KA… - dziewczyne ugodził promień światła ,ale czerwonego ,padła na ziemię tracąc świadomość.

*

Otworzyła oczy ,najpierw zobaczyła tylko światło ,które mocno ugodziło ja w oczy ,potem dostrzegła zamazane twarze ,które z każdą chwilą były coraz bardziej wyraźne. Zobaczyła nad sobą profesora Dumbledore’a , panią pielęgniarkę ,Melanie, Chrisa i ku jej wielkiemu zaskoczeniu Marka.
-Co wy tu robicie? – zapytała szeptem. Czuła się bardzo słaba nie mogła nawet ruszyć głową.
-Podjęłaś nieudolną próbę zabicie się. – powiedział spokojnie Dumbledore ,ale na jego twarzy po raz pierwszy było widać napięcie. – Dobrze ,że pan Anders ,powiedział pannie Griffin ,żeby lepiej za tobą poszła i zdążyła w ostatniej chwili ugodzić cie „Drętwotą”.
-Ale przeze mnie u-ugodziłaś głową w waaannę. – powiedziała przez łzy Melanie.
Minerwa przypomniała sobie ostatni wieczór.
-Ile tu leżę? – zapytała.
-Trzy dni. – powiedziała pielęgniarka. – I będziesz leżeć kolejne tyle. – dodała.
-Czy mogłaby porozmawiać z Chrisem? – zapytała.
-Oczywiście. – powiedziała pielęgniarka ,ale nikt nie ruszył się z miejsca.
-W cztery oczy. – dodała Minerwa.
Cała czwórka wyszła ze szpitala.
Chris siedział z boku ,co jakiś czas zerkając na Minerwę trochę z litością ,ale też widać było ,że jest zdenerwowany. A więc się dowiedział ,pomyślała Minerwa.
-Chris ja… - zaczęła niepewnie.
-Tak ty nie chciałaś ,ale się stało jak zwykle zrobiłaś coś „na żywioł” ,bez zastanowienia się ,tak wiem teraz ci przykro ,ale ja nie umiem ci tego wybaczyć ,jednak zrobiłaś to świadomie jak mniemam nie mamy więc o czym rozmawiać. – powiedział i wyszedł z Sali.
Po policzku Nerwy spłynęła łza.


Karolina

środa, 24 sierpnia 2011

Tajna Organizacja Bezpieczeńswa

Minerwa McGonagall zastanawiała się czy zapytać ją o Toma Riddle'a czy też nie. Dopiero się pogodziły, a znów zmierza do tematu, z którego może wyniknąć kłótnia, jednak postanowiła spróbować.
- A mogę cię o coś zapytać?
- Jasne - odparła Melanie - o co tylko chcesz.
- Chodzisz z Riddle'm?
Melanie się wyraźnie nachmurzyła. Nerwa nie mogła zrozumieć, dlaczego.
- Tak.
- Aha. No bo widzisz, on jest dość... nietypowy.
- Tak? A to niby dlaczego?
- No... Jak byłam dziś w Hogsmeade widziałam go jak szedł ulicą i zabił wiewiórkę zaklęciem uśmiercającym. - Nerwa widząc niedowierzające spojrzenie przyjaciółki dodała: - Poza tym on jest taki jakiś... dziwny. Ale może on stoi za wszystkimi tymi atakami?
- Nie sądzę... To porządny chłopak, serio. Bardzo kulturalny, dobrze się uczy i w ogóle. A i zapomniałam ci powiedzieć, że jutro o osiemnastej w tej starej klasie zaklęć organizujemy spotkanie TOB.
- W tej opuszczonej klasie na czwartym piętrze? Dobra przyjdę. Ale wracając do Toma...
- Nie wracając do żadnego Toma! On nie mógłby tego zrobić... Ktoś niby widział to jak zabija oprócz ciebie?
- Nie.
- No więc nie ma tematu...
- Nie wierzysz mi, tak? Nie wierzysz?! No kto jak kto, ale myślałam, że ty mi uwierzysz...
- Muszę iść. Umówiłam się z moim chłopakiem. Spotkamy się później.
I wyszła przez dziurę pod portretem. Minerwa miała okropne przeczucie, nie chciała, żeby Melanie spotykała się z Reedle'm.

***

Nazajutrz po lekcjach Minerwa wraz z Melanie i Victorie Bommy zmierzały w kierunku opuszczonej klasy zaklęć. Nerwa postanowiła nie wałkować już tematu Toma, chociaż niepokoiła się o swoją przyjaciółkę, ale nie chciała znowu się z nią kłócić, a poza tym widać byłe, że coś nie coś do niej dotarło.
W klasie zastali tylko te dwie Krukoni, które Minerwa widziała ostatnio w gabinecie Dippeta.
- Cześć Evanna - powiedziała Victorie na powitanie. - Nie ma jeszcze nikogo?
- Nie - odpowiedziała dziewczyna z długimi, lekko falującymi, blond włosami. - Jestem tylko ja i Cassie. - Wskazała na ładną dziewczynę o urodzie Indianki.
- Poznajcie się - Victorie zwróciła się do Melanie i Minerwy - to jest Evanna Ferewerte i Cassie Stonewell, a to Melanie Griffin i Minerwa McGonagall. Melanie i Nerwa są z mojego roku, a Evanna i Cassie są od nas o rok młodsze i są z Ravenclowu, to chyba wiecie.
Dziewczyny uścisnęły sobie dłonie. Minerwa pogrążyła się w rozmowie z Victorie i Krukonkami, za to Melanie nie okazywała dużego zainteresowania tą rozmową. Po chwili w klasie pojawiło się czterech dwóch chłopców z Hufflepuffu, a z nimi dwie dziewczyny również Puchonki. Nerwa znała ich z widzenia, ponieważ wszyscy chodzili do piątej klasy.
- Cześć wszystkim - odparła jedna z dziewczyn Madeline Mersh, z którą Minerwa miała okazje kiedyś pracować na zielarstwie, była bardzo miła. - Jeszcze nikogo nie ma?
- No jesteśmy my - odezwała się Melanie, pierwszy raz na dzisiejszym spotkaniu.
- No dobrze, ale mi chodzi, czy jest ktoś oprócz nas?
- Jak widzisz, to nie ma nikogo, tylko nas dziesięć. 
Madeline chyba poczuła się trochę urażona tonem Melanie, według Minerwy też był trochę za ostry i niezbyt miły. Tony White, David Ness i Madeline zagadali do Minerwy, na co patrzyła z boku Rose Yers. Minerwie wydawało się, że chyba jest za bardzo lubiana, zawsze wszyscy gadali z nią. 
Po jakichś pięciu minutach w drzwiach stanął szereg Gryfonów, a za nim kilka osób z Ravenclowu i, co bardzo zdziwiło Nerwę, Chris Krum, Ślizgon.
Z piątego roku pojawił się tylko jeden Gryfon i jedna Gryfonka Sturgis Poom i Emma Stan, a za nimi z innych klas Frank Tebry, George Sley, Elizabeth Smith i jej sistra Nicole oraz Berta Sthinx. W grupce Krukonów byli Sally Dang, Ronald Mind z siostrami Olivią i Mercillą oraz Emily Carrow z piątego roku.
- Och... - krzyknęła niespodziewanie Victorie - Nie wiedziałam, że tyle was przyjdzie...
Jednak nie dokończyła, bo w drzwiach stanęły jeszcze trzy osoby. Piętnastoletni Percy Watherby z Gryffindoru, Amelia Queep i Stella Pow, Krukonki z szóstego roku.
- ...o wow - ciągnęła Victorie po pojawieniu się tej małej grupki. - No więc jak mówiłam, zaskoczyliście mnie taką obecnością. Kilka powiadomień o spotkaniu na tablicy ogłoszeń i tyle uczniów chętnych... No dobrze, ale przejdźmy do rzeczy - i powtórzyła to co przekazał im ostatnio dyrektor.
Na końcu opowieści dało się słyszeć kilka zduszonych krzyków i szepty, w których dało się słyszeć słowa "morderstwa w Zakazanym Lesie". 
- I niby Dippet chce żebyśmy tworzyli tu jakąś organizację detektywistyczną? - zapytał Sally Dang.
- No można by tak powiedzieć - odpowiedziała Victorie - Nazywa się Tajna Organizacja Bezpieczeństwa, która będzie pomagać dyrektorowi i innym nauczycielom w rozwiązywaniu sprawy.
- Ale niby czemu sam dyrektor i inni nauczyciele nie mogą tego zrobić? - odezwała się Mercilla Mind.
- Robią co w ich mocy, potrzebują pomocy, bo sami nie podołają tej sprawie.
Mimo głosów sprzeciwu wszyscy, którzy przybyli zapisali się do TOB. Potem odbyło się głosowanie na przewodniczącego. Wygrała Minerwa, choć sama nie wiedziała dlaczego, skarbnikiem została Victorie, a miano sekretarza dostała Cassie. Później ustalili, że ta sala będzie miejscem spotkań, a także wyznaczyli sobie zadania. Gdy wszyscy już wychodzili Nerwa, Victorie i Cassie zostały ustalając szczegóły spotkań.
Po jakimś kwadransie Minerwa z Victorie weszły do salonu Gryfonów.
- Jesteś na mnie zła? - zapytała Nerwa Melanie, dostrzegając ją siedzącą jak zwykle nad książkami.

piątek, 19 sierpnia 2011

Wybaczenie

W końcu wyrwała gwałtownie rękę z uścisku Chrisa i krzyknęła:
- Słuchaj, ja nie mam żadnych zwidów! Jak chcesz to zapytaj Dumbledore o ginące zwierzęta! A jak to ci nie pomoże, to daj mi Veritaserum, a wszystkiego się dowiesz...!
Chris spojrzał na nią ze współczuciem i lekkim przerażeniem. Otworzył usta, ale nie zdążył sie odezwać, ponieważ Minerwa biegła już korytarzem.
Że też się dałam na to nabrać, myślała. A już miałam nadzieję, że zaczyna się układać... Wredny typ... Widziałam tego całego Riddle'a od siedmiu boleści, jak użył zaklęcia uśmiercającego, a ten dziad mi nie uwierzył... Chociaż... może miał i rację...
Szła korytarzem w kierunku pokoju wieży Gryffindoru. W końcu stanęła przed portretem Grubej Damy.
- Podaj hasło - rzekła.
- Yyy... co? - odpowiedziała rozkojarzona Minerwa - Aaa, hasło... Taak... Fidelius.
Gruba Dama posłusznie skinęła głową i uchyliła dziurę pod własnym portretem. Nerwa wślizgnęła się przez nią. W pokoju wspólnym nie było wiele osób, zapewne większość jest jeszcze w Hogsmead. Pierwszo- i drugoklasiści grali w eksplodującego durnia. Inni, zaś siedzieli nad książkami, a jeszcze inni ze sobą rozmawiali. Na fotelu przy kominku Minerwa dostrzegła Melanie odrabiającą pracę domową. McGonagall nie mogła się powstrzymać, chciała zagadać, opowiedzieć jej wszystko. Była tak jakby podzielona na dwie części całkiem nie zgadzające się ze sobą. Jedna chciała się wygadać, a druga chciał wszystko zataić. Dziewczyna nie mogła walczyć sama ze sobą, postanowiła wziąć się do kupy i zagadać. Podeszła do kominka i usiadła przed nim na dywanie, a obok w fotelu siedziała Melanie.
- Przyjemnie tu - powiedziała nieśmiało Minerwa - ciepło.
Melanie nadal tkwiła z głową nad pergaminem i nawet na nie nie spojrzała. Widząc reakcję Melanie, Nerwa kontynuowała:
-Wiesz... ja.. ja.. ja przepraszam...
Melanie utkwiła wzrok w swoim piórze i udała, że myśli nad pracą domową. Po tym Minerwa już się nieco zmieszała, ale nie postanowiła się poddawać.
- Moje zachowanie było karygodne. Porzuciłam ciebie dla Chrisa, zamiast pielęgnować naszą przyjaźń. Ale chcę, żebyś wiedziała, że nie zrobiłam tego umyślnie. Są takie momenty w życiu... gdzie nie myśli się racjonalnie. Bierze się to co dają ci w tym momencie, to, czego się do tej pory nie uzyskało, a zostawia się to, co tak naprawdę jest lepsze, ale ma się to cały czas i nie docenia się tego. Nie wiem czy nadążasz... - dodała po chwili, widząc utkwione w niej zamyślone oczy Melanie - Straciłam cię, przez chwilę myślałam, że to już koniec, że nie chcę cię znać, ale w pewnych chwilach było mi na serio ciebie brak. W końcu nie podołałam, musiałam tu przyjść i wrócić do mojej dawnej, zwariowanej, nieco może za bardzo zwariowanej przyjaciółki.
Po tych słowach na twarzy Melanie można było dostrzec nikły uśmiech. Po krótkiej przerwie wstała i zaczęła chodzić tam i z powrotem obok kominka, myśląc nad czymś gorączkowo, aż w końcu odparła:
- Wiesz Minerwo, ja też nie zachowałam się dobrze. Zgłosiłam cię do tej organizacji, chociaż dobrze wiedziałam, że nie zrobiłaś tego świadomie, odgrodziłam się od ciebie, jak jakaś podła idiotka. Nie mogłam przyjąć do wiadomości tego, że ty masz chłopaka, a ja nie....
Nastąpiła chwila milczenia, w której obie dziewczyny wpatrywały się w siebie.
- To ja zawiniłam bardziej od ciebie - przerwała ciszę Nerwa. - Ale wybaczam ci i tak.
- Ja też ci wybaczam. Ciężko było mi bez ciebie. - Tu znaczącą się uśmiechnęła.
Oboje w miłym geście na przeprosiny się przytuliły.




Kasia

wtorek, 16 sierpnia 2011

Hogsmeade


A Dziewczyna biegła pustym korytarzem. Jej kroki odbijały się echem od kamiennej podłogi i ścian.
Czy ,rzeczywiście jest egoistką? Czy za bardzo się nad sobą rozczula? Czy myśli tylko o sobie?
Te pytania cały czas ją dręczyły ,do tego ciągle myślała o tym ,że jednego dnia straciła trzy osoby ,którym najbardziej ufała , które ją zawsze rozumiały i to była w większości jej wina, ba to była tylko i wyłącznie jej wina.
Zauważyła ,że ktoś wchodzi do pokoju wspólnego. Pobiegła i wślizgnęła się za nim. Potem ruszyła po schodach do dormitorium. Było puste. Przez okno wpadały tylko smugi światła i oddalone głosy Hogwardczyków. Minerwa nie mogła uwierzyć ,że tuż obok niej ,uczniowie cieszą się słonecznym, październikowym dniem.
Nerwa zamknęła okno ,miała już tych śmiechów i krzyków. Usiadła na fotelu i wzięła do ręki pergamin, pióro kałamarz i książkę. Próbowała uciszyć myśli ,które pulsowały jej w głowie.
„…pierwszym goblinem ,który rządził” napisała na pergaminie i chciała dopisać „francuskimi republikanami” ,ale znowu przez głowę przemknęła jej myśl. Czy ona też jest takim goblinem? Czy ona też tak rządzi swoimi bliskimi? Czy ona też chce ich zdominować ,a nie być na równi z nimi. Myślała nad tym kilka minut i znosu zaczęła pisać.

*

Chris nie mógł sobie wybaczyć ,że tak podle potraktował Minerwę. Kiedy ją stracił dopiero poczuł ,że cuzje do niej coś więcej niż tylko przyjaźń łączącą chłopaka i dziewczynę. Na lekcjach przyłapywał się na tym ,że patrzy w tablicę i myśli np. o tym jak pięknie wyglądała z upiętym czarną spinką koku.
Kiedy mijali się na korytarzu ,Minerwa nie zwracała na niego uwagi ,a ten wpatrywał się w nią z maślanymi oczami. Co jakiś czas próbował do niej zagadać ,ale takie próby zawsze kończyły się klęską.
Relacje między Minerwą ,a Melanie nie były lepsze ,jak nie gorsze. Przez ostatni tydzień dziewczyny unikały siebie jak ognia. Razem spędzały tylko lekcje no i oczywiście noce w dormitorium ,ale przez ten czas nic do siebie nie mówiły. Jakieś trzy dni po ich kłótni Melanie wpadła na Nerwe w bibliotece. Spotkanie to skończyło się purpurą na twarzy bibliotekarki pani Shoter. Natomiast związek Melanie i Toma rozkwitał. Chłopak zapytał dziewczynę o chodzenie dzień po ich pierwszym spotkaniu, oczywiście Melanie bez zastanowienia się zgodziła. Czuła w głębi serca ,że Tom jest jej bratnią duszą i ,że powoli wypełnia pustkę w sercu po stracie Minerwy.

*

Nadszedł listopad przynosząc ze sobą coraz chłodniejszy wiatr i opady śniegu. Błonia pogrążyły się w białym puchu ,a uczniowie wolny czas spędzali na obrzucaniu się śnieżkami. Ogłoszono też datę wypadu do Hogsmeade. Minerwa McGonagall postanowiła wybrać się wioski ,żeby spędzić miło czas i zapomnieć o swoich problemach. Tak więc w sobotę rano ,wstała bardzo wczas i po godzinie spędzonej w łazience zeszła na dół. Dzień był wyjątkowo mroźny i dziewczyna była zadowolona z tego ,że wzięło swój wełniany szalik. Wraz z wieloma uczniami ustawiła się w kolejce do Filch’a ,który jak zwykle sprawdzał nazwiska na liście. Kiedy w końcu pozwolono jej przejść ,ruszyła do miasteczka.
Kiedy znalazła się na miejscu postanowiła najpierw odwiedzić Trzy Miotły i napić się czegoś rozgrzewającego. Weszła więc do zatłoczonego pubu i podeszła do lady.
-Poproszę jedno grzane piwo kremowe. – powiedziała i podała kelnerce dwa sykle.
Po wypiciu rozgrzewającego napoju ,nie traciła czasu i ruszyła do Miodowego Królestwa. Tam też było mnóstwo Hogwardczyków i ciężko było się dostać do kasy ,kiedy się jej to udało zakupiła dziesięć czekoladowych żab, piętnaście musuów-świustusów, pięc opakowań fasolek wszystkich smaków ,a do tego dwa duże pudełka pomarańczowych i truskawkowych różdżek w polewie. Zadowolona ze swoich zakupów poszła dalej ,po południu w jej reklamówkach prócz słodyczy było jedno nowe pióro, kilka pergaminów i kolorowy atrament. Ostatni sklep ,który postanowiła  był sklep Zoonka. Weszła tam tylko ,żeby pooglądać ,ale jakoś nie mogła się oprzeć kupieniu łajno bomby. W drzwiach wpadła na wysokiego chłopaka.
-Patrz jak chodzisz. – powiedziała zdenerwowana dziewczyna.
-Nic ci nie jest? – zapytał Chris.
-To ty?! Odczep się ode mnie nie mamy o czym rozmawiać. – krzyknęła.
-Proszę cię ,daj mi szanse, wsłuchaj mnie.
Minerwa zastanawiała się chwilę.
-Jak wysłucham tych twoich nędznych bajeczek dasz mi wreszcie święty spokój? – zapytała.
-Tak. – powiedział
-Niech będzie. Mów.
-Ale nie tu ,wolałbym jakieś bardziej odpowiednie miejsce.
Dziewczyna wyszła więc za nim ze sklepu. Ruszyli ulicą przeszli obok poczty i skręcili w jedną z uliczek ,dochodząc do herbaciarni.
Usiedli przy stoliku.
-Co wam podać? – zapytała kelnerka.
-Co chcesz? – zapytał chłopak.
-Nic. – warknęła Minerwa.
-Dwie malinowe herbaty. – powiedział chłopak.
-Aż tak ci się chce pić. – zadrwiła Minerwa ,myśląc ,że wyprowadzi tym chłopaka z równowagi ,ale ten się nie odezwał. – No mów ,nie mam czasu. – powiedziała.
-No więc… eee… Minerwo moje zachowanie było karygodne. – zaczął. – Poniosło mnie ,miałem zły dzień ,tak naprawdę tak nie myślę ,jesteś dla mnie najważniejsza nie umiem bez ciebie żyć. Masz rację jestem kupą jednorożca.
Dziewczyna ledwo powstrzymała się od chichotu.
-Bardzo ,bardzo cię przepraszam. – zakończył i pocałował dłoń dziewczyny.
Zapadła cisza. Minerwa i Chris patrzyli sobie prosto w oczy. Gryfonka intensywnie myślała i cały czas wymyślała nowe za i przeciw. Ciszę zakłóciła kelnerka ,która przyniosła herbatę.
-Dziękuję. – powiedział chłopak.
Znowu cisza. W końcu Nerwa postanowiła nie trzymać chłopaka dłużej w niepewności.
-Tak więc ,co do tego ,że jesteś kupą jednorożca to się zgodzę. – powiedziała ,a jej twarz miała grobowy wyraz. – Ale ja też nie jestem winna i to w duuużym stopniu. W końcu to ja miałam zły dzień ,wiesz kłótnia z Melanie potem z profesorem to mnie wyprowadziło z równowagi ,a potem jeszcze ty mnie dobiłeś, dobiłeś leżącego. – powiedziała ,a po jej policzkach pociekły łzy.
-Ten miesiąc był dla mnie koszmarny. – powiedział chłopak. – Przechodziłem obok ciebie ,a nie mogłem cię pocałować ,nie mogłem dotknąć twoich jedwabistych włosów.
-To ,dla mnie był koszmarny. Straciłam wszystkie zaufane osoby ,nie mogłam na nikim polegać. – teraz Nerwa rozpłakała się na dobre.
Chłopak podszedł do niej, ogarnął jej brązowe włosy i powiedział.
-Teraz już nie będziesz sama. Obiecuje…
Dziewczyna mocno go przytuliła.
Po wyjściu z herbaciarni ,Minerwa była bardzo szczęśliwa ,pomyślała ,że nic tego dnia jej nie może zniszczyć. Na reszcie pogodziła się z Chrisem. Szli wąską dróżką ,trzymając się za ręce. Byli tak daleko od wioski ,że już jej nie widzieli.
-Kocham cię. – powiedziała Minerwa i już miała pocałować chłopaka kiedy zobaczyła jakiś ruch.
Szybko pociągnęła go za skałę i wychyliła delikatnie głowę by zobaczyć co tam jest. Chłopak instynktownie wyciągnął różdżkę ,ale Minerwa odsunęła rękę ,w której ją trzymał. Teraz dziewczyna patrzyła na czarnowłosego młodzieńca – Toma. Szedł on samotnie brzegiem lasu  trzymając książkę oprawioną w czarną skórę. Nagle przed chłopcem pojawiła i się wiewiórka.
Chłopak machnął różdżką i wiewiórka padła martwa na ziemię.
Minerwa nie mogła uwierzyć własnym oczą.
-Popatrz Chirs. – szepnęła chłopakowi do ucha ,ale kiedy ten wyjrzał zza skały Tom zniknął już w zaroślach.
-Co mam zobaczyć? – zapytał zdziwiony chłopak.
Minerwa spojrzała na miejsce ,w którym przed chwilą stał Riddle.
-Tam był Tom. – powiedziała. – Widziałam go ,on zabił wiewiórkę.
-Tam niczego nie ma. – powiedział chłopak. – Lepiej wracajmy ,chyba masz jakieś zwidy powinnaś pójść do szpitala.
-Nie mam zwidów. – warknęła Minerwa.
-Pewnie coś złapałaś ,chodź musi cie obejrzeć pielęgniarka. – ciągnął dalej chłopak.
Chociaż dziewczyna zapierała się i uparcie twierdziła ,że widziała jak Tom zabijał wiewiórkę ,chłopak nadal upierał się ,że po prostu musiała się przeziębić i ma zwidy.


Karolina

piątek, 12 sierpnia 2011

Osamotniona...


Minerwa McGonagall po kłótni z koleżanką ruszyła na Błonia mając nadzieję ,że znajdzie tam Chrisa.
-Jak ona w ogóle mogła… - szeptała do siebie. - … mieszać mnie w takie głupie organizacje ,które zajmują się śmiercią innych. Czy ona jest niepoważna ,dopiero co straciłam rodziców ,a ta znowu miesza mnie w śmierć?! Co ona sobie myślała? Pewnie ,że odciągnie mnie tym od wspomnień. To jej się nie udało ,ja wciąż pamiętam. Jak tylko ją dorwę to jej tak wygarnę ,że mnie popamięta do końca życia! – ostatnie cztery słowa powiedziała trochę za głośno tak ,że uczniowie drugiej klasy obecni na korytarzach popatrzyli w jej stronę.  – CO SIĘ TAK GAPICIE?! – wrzasnęła Nerwa.
-Panno McGonagall proszę nie krzyczeć na uczniów. – powiedział spokojnie profesor Dumbledore ,który wyrósł przed nią nie wiadomo skąd.
-P-pan ,panie profesorze nie rozmawia z dyrektorem? – zapytała zaskoczona Minerwa.
-Skończyliśmy naszą rozmowę. – powiedział nauczyciel transmutacji. – Czy możemy na chwilę porozmawiać.
-Oczywiście.
Oboje ruszyli do gabinetu profesora.
Po kilku minutach stanęli przed ręcznie rzeźbionymi ,drewnianymi drzwiami. Profesor Dumbledore stuknął w nie różdżką ,a one jak na zawołanie otworzyły się ukazując piękny pokój urządzony w stylu staro angielskim. Przy oknie stało duże, drewniane biurko z szufladkami. Obok stał fotel z ze szkarłatną tapicerką ,i bokami ozdobionymi złotą nicią. Pośrodku stał mały stolik do kawy ,a przy nim kanapa i dwa fotele. Szafki były pełne książek.
-Usiądź. – profesor Dumbledore wskazał dziewczynie kanapę.
Minerwa usiadła nie spuszczając wzroku z profesora.
-Tak więc doszły mnie słuchy ,że pokłóciłaś się z panną Gryffin.
-Doszły pana słuchy?
-Waszej kłótni nie dało się nie usłyszeć. – powiedział profesor i uśmiechnął się. – Tak więc zapewne pokłóciłyście się o to ,że Melanie zapisała cię do organizacji bez twojej wiedzy ,ale ja osobiście uważam ,że dobrze zrobiła.
-CO?! – Minerwa otworzyła szeroko oczy. – Trzyma pan jej stronę?
-Minerwo nie chodzi mi o to czy jestem po twojej czy po panny Gryffin stronie tylko chodzi o to ,że Melanie miała bardzo dobry pomysł dzięki ,któremu chciała odciągnąć cię od myślenia o rodzicach.
-I SIĘ TO JEJ NIE UDAŁO! –wrzasnęła Minerwa. – Proszę mi wybaczyć ,ale uważam ,że ta rozmowa jest zakończona. – powiedziała i wyszła z gabinetu Dumbledore’a.

W tym samym czasie do biblioteki weszła blondynka w okularach. Podeszła do jednego z regałów i próbowała ściągnąć jeden z większych tomów książek o zaklęciach.
-Pomóc ci? – zapytał czarnowłosy chłopak.
-Eee… gdybyś mógł to tak. – powiedziała i uśmiechnęła się promiennie ,chłopak zrobił to samo.
Kiedy podał dziewczynie książkę powiedział.
-Mam na imię Tom Riddle.
-A ja Melanie Gryffin. – powiedziała dziewczyna.
-Miło mi.
-Mi również.
-Widzę ,że chodzisz do piątej klasy. – powiedział chłopak.
-Skąd? – zapytała dziewczyna.
Chłopak wskazał na książkę ,która nosiła tytuł „Zaklęcia i przeciw zaklęcia dla osób w wieku 15 lat.”
-Skoro wiesz do ,której ja chodzę klasy ,może ty mi też powiesz?
-Ja chodzę do czwartej. –powiedział chłopak.
Zapadła krótka cisza podczas ,której Melanie i Tom patrzyli na siebie bez mrugnięcia okiem.
-Z którego domu jesteś? – zapytała w końcu Melanie idąc do jednego ze stolików.
Oboje usiedli przy stoliku przy oknie.
-Slytherin. – powiedział Tom ,a w jego głosie słychać było dumę.
-Ja jestem Gryfonką. – powiedziała Melanie.
-Tak wiem ,widziałem cie na meczu ,świetnie złapałaś tego znicza. – powiedział chłopak.
Dziewczyna chcąc nie chcąc się zarumieniła.
-Dzięki.
-Masz ochotę na spacer po Błoniach? – zapytał chłopak.
-Jasne.
Melanie ruszyła za chłopcem kompletnie zapominając o książce.

Minerwa McGonagall prosto z gabinetu nauczyciela transmutacji ruszyła na Błonia. Znalazła tam Chrisa i po przeproszeniu go za swoją nie obecność znowu zagłębiła się w rozmowie z nim.
-Gdzie byłaś? – zapytał.
-U dyrektora. – odpowiedziała.
-Czego on od ciebie chciał?
-A … - dziewczyna miała powiedzieć chłopakowi o organizacji ,ale w ostatniej chwili ugryzła się w język myśląc ,że nie powinna. - … takie tam głupoty… eee… chodziło o tę łajno bombę w pokoju wspólnym. – skłamała.
-Tyle cię męczył o tą łajno bombę?
-Nie. Potem pokłóciłam się z Melanie nie ważne o co – dodała widząc minę Chrisa - ,a potem jeszcze zaczepił mnie Dumbledore ,mówił ,że uczennicy jego domu nie godzi się używać łajno bomb.
-Ci nauczyciele są coraz gorsi. – powiedział Chris z wyrzutem.
Chwila milczenia.
-Chris… - zaczęła Minerwa.
-Co?
-Bo wiesz od dawna chciałam ci powiedzieć ,że z ciebie … KUPA JEDNOROŻCA!
-CO?! –zapytał zaskoczony chłopak. – Kupa jednorożca?!
-Nie z ciebie z niej. – powiedziała Nerwa wskazują głową Melanie ,która szła z nieznanym jej chłopakiem.
-Co ona robi z Tomem? – zapytał Chris.
-Ty go znasz?
-No jasne to Ślizgon z czwartej klasy ,ludzie mówią ,że kocha czarną magię. – powiedział.
-CO?!
-Dziwię się czemu Melanie się z nim zadaje.
-Ja też jestem w szoku. – powiedziała szczerze Minerwa ,wpatrując się w dziewczynę. – Nie ważne ,mam ją gdzieś ,na czym ja skończyła.
-Na kupie jednorożca.
Minerwa popatrzyła na chłopaka.
-No dobra skończyłaś na tym ,że coś ze mnie jest.
-Aha już pamiętam. Chciałam ci powiedzieć ,że z ciebie bardzo fajny chłopak i ,że mam ci coś bardzo ważnego do powiedzenia.
-Śmiało. – zachęcił ją chłopak.
-Moi rodzice… oni…
-…nie żyją. – dokończył za nią chłopak.
Minerwa była zaskoczona.
-Skąd wiesz?
-Dumbledore mi powiedział.
Minerwa miała mętlik myśli. Chłopak najwyraźniej niczego nie zauważył i ciągnął dalej.
-Nie martw się moi rodzice też zginęli. – powiedział chłopak chwytając Minerwę za rękę. – Na początku boli ,ale przestanie.
Minerwa nie miała ochoty ,na rozmawianie o jej rodzicach. Udając ,że słucha Chrisa ,który mówił coś podobnego do słów Dumbledore’a patrzyła na Melanie ,która teraz przytulała się do wysokiego Ślizgona.
-Minerwa czy ty mnie w ogóle słuchasz? –zapytał chłopak wyrywając Nerwe z zamyślenia. Musiał skończyć chwilę temu swoją „przemowę” na temat śmierci bliskich ,ale Minerwa najwyraźniej tego nie zauważyła i co jakiś czas mechanicznie potakiwała głową.
-Co? Tak!
Chłopak przeszył ją wzrokiem.
-Dobra ,nie po prostu nie chcę teraz rozmawiać o moich rodzicach.
-Sama zaczęłaś ten temat.
-I ja go skończę.
-Wiesz co myślałem ,że jesteś inna ,ale ty jesteś tak samo arogancka jak inne dziewczyny.
-To ile ich było.
-Kilka ,ale były mniej marudne od ciebie.
-Uważasz ,że jestem marudna.
-Najwyraźniej.
-Wiesz co jeżeli masz mnie nadal obrażać to ja spadam.
-To sobie idź ,panno wszyscy mają mnie słuchać ,ale ja ich nie.
-Co ty powiedziałeś?
-Że jesteś egoistką myślisz tylko o sobie.
W oczach Minerwy pojawiły się łzy. Oto ostatnia osoba ,na którą mogła liczyć nazwała ją egoistką.
-Myś-ślałam ,że ty mnie zrozumiesz. – powiedziała przez łzy.
-O teraz będziesz beczeć, nie weźmiesz mnie na litość. – powiedział chłopak.
Minerwa pobiegła w stronę zamku zostawiając chłopaka ,który teraz myślał ,że może był dla niej za ostry.


Karolina

środa, 10 sierpnia 2011

Nieoczekiwane zadanie

Minerwa ostatnimi dniami chodziła z głową w chmurach wciąż myśląc o Chrisie. Coraz więcej rozmawiali. Pewnego dnia była już blisko zdradzenia o tym, że jej rodzice nie żyją, niestety Melanie przeszkodziła im w rozmowie.
- Nerwa! Chodź szybko!
- Ale czy to nie może poczekać? - zapytał Melanie Chris, któremu nie za bardzo spodobało się przeszkodzenie w tak ważnym momencie.
- Nie, nie może!
- A cóż jest ważniejsze, od... - rzekła Minerwa, ale urwała, bo sama nie dokładnie przemyślała do co mówi i nagle odebrało jej mowę.
- Dobrze, nie to nie, ale żebym później nie musiała powtarzać "a nie mówiłam" - odpowiedziała zdenerwowana Melanie.
- Wcale nie oczekuję tego od ciebie, wiesz, że to jest wkurzające...
Po tych słowach Melanie odeszła.
- Wiesz, może jednak powinnaś iść, przecież ja bym poczekał - rzekł Chris.
- Nie, to na pewno coś w stylu "przełożyli mecz quidditcha", albo "w tym roku nie będzie egzaminów końcowych". To mogło by źle na nią wpłynąć i dlatego była tak zdenerwowana.
- Jak uważasz, ale ja nadal trzymam, że powinnaś ją odszukać.
- Zwariowałeś? Zepsuje mi najlepsze chwile mojego życia, takimi informacjami.
- Ja chcesz...
Chwilę siedzieli tak w milczeniu, aż nagle podbiegła do nich jedna z Gryfonek, Victorie Bommy i powiedziała:
- Minerwa, choć szybko,
Jej głos był znacznie spokojniejszy od głosu Melanie.
- No dobra... - odpowiedziała Minerwa - To ja idę - rzekła do Chrisa.
Szła tak z Victorie z pięć minut, aż doszły do gabinetu dyrektora.
- To mi chcieliście pokazać? - rzekła poważnie Minerwa. - Gabinet Dippeta? Byłam tu wiele razy, za pewne więcej niż wy dwie razem wzięte.
- Och, nie to! - powiedziała Victorie - Musy-świstusy. Chodź, wchodzimy.
I weszły do gabinety Armanda Dippeta. Obok profesora stała Melanie i jakieś dwie Krukonki, których Minerwa jeszcze nie miała okazji poznać.
- Dzień dobry McGonagall - rzekł dyrektor. - Już myślałem, że nie zdecydujesz się przyjść, z racji tego, że masz ważniejsze sprawy od Hogwartu, a przynajmniej taką informację dostałem od panny Griffin.
Dziewczyny wymieniły ostre spojrzenia.
- Daj spokój, Armando.
W progu stał Albus Dumbledore.
- Wiesz, chyba o tym, że w takim wieku liczą się różne sprawy, a na pewno takie, których ty obecnie nie umiesz zrozumieć, a kilkadziesiąt lat temu były dla ciebie najważniejsze.
Dippet rzucił Dumbledorowi groźne spojrzenie.
- No więc - ciągnął dyrektor, jakby w ogóle nie usłyszał słów nauczyciela transmutacji - spotykamy się tu, ponieważ chciałbym wam coś ogłosić. Na terenach Hogwartu, a mianowicie w Zakazanym Lesie dochodzi do coraz większych mordów.
Dziewczyny wymieniły zdziwione i przerażone spojrzenia.
Dippet to zauważył i ciągnął dalej:
- Za pewne ta wiadomość jest dla was całkiem nowa, a musicie wiedzieć dlaczego, otóż, w Hogwarcie może się znajdować morderca, ale jak na razie nie jest to prawdziwa informacja, dlatego też nie rozgłaszajcie jej poza szkołą. Ja i inni nauczyciele próbujemy jakoś zatuszować to, co teraz ma miejsce w Zakazanym Lesie, ale to nie jest łatwe. Sami robimy tyle ile zdołamy zrobić, ale potrzebujemy pomocy. Dlatego też, chciałbym was prosić, abyście o to zadbali i tę pomoc uzyskali. Zgłosiło mi się jak na razie pięć osób, 2 dziewczyny z Ravenclowu i 3 z Gryffindoru, dlatego też bardzo wam dziękuję za to co jak na razie zrobiliście dla rady pedagogicznej Hogwartu.
- Ale ja się nie zgłaszałam - wypaliła Nerwa, zanim zdążyła ugryźć się w język.
- Och, panno McGonagall, pani przyjaciółka zdążyła zrobić to za panią.
Minerwa była już bardzo zła na Melanie, w jednym dniu narobiła jej tyle przykrości. Profesor Dippet jednak ciągnął dalej:
- Chciałbym, abyście zebrali grupkę chętnych uczniów i założyli Tajną Organizację Bezpieczeństwa. Zorganizujcie spotkanie chętnych, gdzieś, gdzie nikt was nie podsłucha. Jeśli już zbierzecie grupę, wyślijcie mi sowę lub przekażcie osobiście. Najlepiej by było, gdybyście ustaliły sobie przewodniczącą.
Resztę instrukcji przekaże wam, we właściwym czasie, możecie iść.
Dziewczyny wyszły z gabinetu, a profesor Dumbledore pogrążył się rozmową z dyrektorem.
Minerwa cały czas szła obok Melanie, ale się do siebie nie odzywały, aż w końcu wypaliła:
- Czemu to zrobiłaś?
- Co?
- Co?! Jeszcze się pytasz! Zgłaszasz mnie do jakiej organizacji bez mojej wiedzy, a potem psujesz mi najlepszą rozmowę w moim życiu!
- Tak?! A więc Chris jest ważniejszy ode mnie! A poza tym mówiłam ci to, że cię zgłaszam, a ty potwierdziłaś!
- Taa jasne, mówiłaś... Nic podobnego nie słyszałam!
Była to po części prawda, biorąc pod uwagę, że ostatnimi czasy Minerwa aż za bardzo pogrążała się w marzeniach.
- O nie, za pewne nie... No przecież Chris był ważniejszy! - po tych słowach Melanie zaklnęła pod nosem i poszła w kierunku biblioteki.


Kasia

piątek, 5 sierpnia 2011

Rozdarte uczucia

Od rozmowy Minerwy z Dumbledore'm minął już miesiąc. Zbliżał się mecz quidditcha. Dziewczyna nie była w drużynie, nie miała talentu do tej gry i źle latała na miotle. Jednak Melanie w trzeciej klasie została jedną z trzech ścigających Gryfonów. Jako dziecko nie miała możliwości latania na miotle, ponieważ pochodziła z rodziny mugoli, jednak już w pierwszej klasie Hogwartu zaintrygował ją ten sport. Chciała być w drużynie już na drugim roku, ale jej nie przyjęli, dlatego w wieku trzynastu lat wybrała się na kwalifikacje i szczęśliwie została ścigającą. Pierwszy mecz mieli grać jak zwykle Gryfoni przeciw Ślizgonom. Ten fakt nie spodobał się Minerwie, ponieważ w drużynie Slytherinu, na pozycji szukającego grał niejaki Chris, którego obdarzała wielką sympatią. Sama nie wiedziała komu kibicować, więc pozostała bezstronna. Melanie w ogóle jej nie rozumiała, dla niej ten cały Ślizgon był jakimś kompletnym przypałem, bo nie dość, że brzydki to jeszcze głupi. No i może był głupi, ale to tylko w porównaniu Melanie, ponieważ ona była jedną z najlepszych uczennic w szkole. Jednak z punktu widzenia młodej McGonagall Chris był na poziomie, nie był na pewno głupi, tego powiedzieć o nim nie mogła, chociaż zaskakująco mądry też nie był, ale za to miał cudowny charakter. A co do jego wyglądu to dla Nerwy nie miał znaczenia, nigdy jej nie obchodziło, czy ktoś jest ładny czy też nie, po prostu dla niej liczył się tylko charakter, w przeciwieństwie do Melanie.Lecz tak poza tym to, gdy się zastanowiła poważnie nad urodą Chrisa Kruma, uznałaby, że jest dość przystojny, co też nie zgadzało się z oceną przyjaciółki.
W końcu nadeszła sobota i upragniony mecz quidditcha, ale niestety nie dla Nerwy. Wszyscy uczniowie zebrali się na trybunach, pojawili się również i nauczyciele. Komentatorem był jak zwykle Ludo Bagman, Krukon z siódmego roku. Sam był przez dwa lata w drużynie Ravenclowu na pozycji pałkarza, ale przed końcem czwartego roku pobytu w Hogwarcie odszedł, ponieważ odkrył w sobie talent komentatorski. Niektórzy mówią, że w przyszłości chce pracować w Ministerstwi Magii w Departamencie Czarodziejskich Gier i Sportów oraz pragnie być komentatorem na wszystkich mistrzostwach świata w quidditchu i innych zawodach sportowych czarodziejów.
W końcu z namiotów wyszły obie drużyny, wszyscy zawodnicy odepchnęli się nogami od ziemi i ruszyli w górę, następnie uwolnione zostały wszystkie cztery piłki, kafel, dwa tłuczki i znicz, za którego złapanie zdobywało się sto pięćdziesiąt punktów, a gra się kończyła.
- Kafel w posiadaniu Deetha... - zaczął komentować Ludo - o nie przepraszam, już panna Griffin odebrała mu kafla i zmiesza w kierunku pętli Ślizgonów... Och, jak ta dziewczyna lata... O, nie! Tłuczek ledwo nie walną ją w głowę, ale zrobiła unik, lecz upuściła kafla, którego przejął jeden ze ścigających Ślizgonów, Werey... Werey podaje do Deetha... Deeth z powrotem mu go odrzuca i ruszyli w kierunku pętli Gryfonów... Czy im się uda? Tak! Dziesięć do zera dla Slytherinu!... Kafel w posiadaniu Gryfonów... ii.... taak! To się nazywa gra! Dziesięć do dziesięciu! Brawo, Gryffindor! Brawo! Ale cóż to, tłuczek odbity przez pałkarza Gryfonów strąca obrońcę Ślizgonów z miotły... Oj... to chyba nieźle musi boleć... ale gra się toczy! Pięknie panno Griffin! Dwadzieścia do dziesięciu dla Gryffindoru!...
Przez chwilę Nerwa przestała się skupiać na komentowaniu meczu, ale zaczęła się przyglądać, pięknemu, gładkiemu lotowi Chrisa. Na prawdę cudownie latał, nikt nie mógł mu dorównać. I o... nie uwierzyła w to... gdy chłopak przeleciał obok trybun dostrzegła Zmiatacza nr 1, najnowszy model mioteł, żaden z Hogwartczyków nie pokusił się o tę miotłę, tylko on jeden. Ciekawe od kogo ją ma...
- ...on jest niesamowity... - komentował Bagman - nawet ptak mu nie dorówna! I chyba dostrzegł znicza...
Nerwa zrozumiała, że Ludo mówi o Chrisie i wyrwała się z głębokiego zamyślenia.
- ... ale skupmy się na meczu... sześćdziesiąt do dwudziestu dla Gryfonów! O, jednak nie! Już siedemdziesiąt! A kafel znów w posiadaniu Griffin, która podaje do Sley'a, a on podaje do Tebry i.... taaak! Osiemdziesiąt do dwudziestu!... a nasz kochany Krum już chyba nie widzi znicza... Ach, na chwilkę zmieniłem temat i już mamy dziewięćdziesiąt do dwudziestu!
I tak komentował i komentował, a Minerwa przyglądała się w przebieg meczu. Po chwili było już dziewięćdziesiąt do trzydziestu, a po jakichś piętnastu minutach sto osiemdziesiąt do czterdziestu dla Gryffindoru.
- ...Sley leci w kierunku pętli Slytherinu, już będzie gol... o, chyba już nie zdąży. Chris Krum ma znicz! Slytherin wygrywa! Sto dziewiędziesiąt do stu osiemdziesięciu punktów! Gdyby tak się ten Sley pośpieszył to byłby remis... ale i tak wielkie brawa dla obu drużyn!!
Rozległy się głośne wiwaty z trybun Ślizgonów, oraz wielkie ,,uuuuuuu" i ,,nieeeeeee" z miejsca na widowni dla Gryfonów.
Po jakichś pięciu minutach Minerwa już czekała koło namiotu Gryfonów na przyjaciółkę, która po chwili wyszła i powiedziała:
- Ten mecz był do niczego! Ten cały Gondor, jest okropny... dość, że nie umie sam dostrzec znicza, to jeszcze nie umie go nawet złapać i to ma być szukający... A ten Krum go wykiwał, wtedy na początku, wcale nie widział znicza, chciał tylko zyskać na czasie...
- Och, nie przejmuj się! - rzekła na pocieszenie Nerwa. - My za to mamy dobrych ścigających i znakomitych pałkarzy... a Ślizg...
- ...jednego pałkarza - poprawiła ją Melanie - jednego! Rozumiesz? Drugi siedzi na miotle jak na klozecie i potrafi tylko machać pałką na wszystkie strony!
- Na klozecie? - roześmiała się Minerwa. - Serio? Skąd to wiesz? Okrakiem?!
Po tych słowach obie wybuchnęły śmiechem i ruszyły do zamku. Melanie trochę się poprawił humor, lecz nie do końca. Zawsze źle znosiła porażki. Gdy weszły do Wielkiej Sali, ponieważ była akurat pora obiadu, Minerwa zagadnęła:
- Ale Chris jest świetny, nie? Jedyny dobry zawodnik Slytherinu, ale za to jaki...
- Dobrze wiem co chcesz przez to powiedzieć - powiedziała poważnym tonem Melanie, a później dodała, ale już z uśmiechem i wyluzowaniem - Ktoś nam tu się chyba znów zakochał...


Kasia

 

wtorek, 26 lipca 2011

Pogodzić się...

Kiedy weszły do ciemnego pomieszczenia poczuły okropny smród jakby ktoś zmieszał ze sto najbardziej śmierdzących substancji i zostawił je by spleśniały. Loch oświetlała jedna ,krzywa , czarna świeca ,której płomień był niebieski. Stała ona na drewnianym, równie krzywym stole. Obok stołu były dwie puste skrzynie ,a pod otwartym kredensem ,w którym była tylko szmata, wiadro i dwa noże stały dwie skrzynie ,z których wydobywał się stłumiony rechot.
-Ja nie dam rady. – powiedziała Melanie zielona na twarzy.
-Och przestań. – powiedziała dziarsko Nerwa próbując pocieszyć przyjaciółkę. – Nie takie rzeczy się robiło z kuzynostwem. – dodała widząc wzrok swojej przyjaciółki.
-Może ty patroszyłaś cuchnące ropuchy ,może ty zabijałaś niewinne istoty ,ale ja tego nie robię i NIE ZROBIĘ! – krzyknęła histerycznie dziewczyna ,a spod jej okularów pociekły wielkie łzy.
-Och nie becz. Zrobię to za ciebie. – powiedziała Nerwa sięgając po nóż i wiadro.
-Dziękuję ci kochana. – powiedziała dziewczyna mocno przytulając młodą McGonagall. – Odwdzięczę się na pewno.
-Dobra , dobra już mnie puść ,bo nigdy nie skończę ,a jak chcesz się odwdzięczyć to zrobisz za mnie mugoloznactwo ,okey?
-Jasne ,dla ciebie wszystko.
-No to teraz lepiej się odwróć ,bo sam odgłos rozcinania i ten żałosny rechot mogą cię przyprawić o zawrót głowy.
Melanie posłusznie się odwróciła ,zacisnęła mocno powieki i zatkała sobie uszy. Stała tak blisko trzy godziny ,podczas ,których Minerwa zabiła i wypatroszyła sto żab.
-Gotowe. Zaprawić je za ciebie? – zapytała.
-Nie z tym sobie już poradzę. – powiedziała Melanie ,a kiedy otworzyła oczy zobaczyła górę zabitych ropuch ,a obok kilka wiader z wnętrznościami. Dziewczyna znowu zrobiła się niebezpiecznie zielona.
-To ty zaprawiaj z tej strony. – Nerwa wskazała na miejsce skąd nie było widać wiader.- Tak będzie lepiej.
Melanie przytaknęła i obie zabrały się do pracy ,która trwała ponad półtorej godziny. Kiedy ostatnia żaba wylądowała w słoiku ,a Melanie zakręciła ostatni z nich drzwi jak na zawołanie się otorzyły.
-No nareszcie myślałem ,że nigdy nie skończycie. – powiedziała profesor. – No cóż to by było na tyle to wasze różdżki. – powiedział i podał dziewczynom dwie różdżki. – Idźcie sobie już.
Dziewczyny posłusznie wyszły z gabinetu ,Melanie powiedziała ciche „Dobranoc ,proszę pana” i drzwi gabinetu się zamknęły. Minerwa i Melanie puściły się biegiem korytarzem. Zatrzymały się dopiero na czwartym piętrze gdzie były pewne ,że już nie dopadnie ich wredny psorek.
-Fujjj masz wnętrzności za paznokciami. – powiedziała Melanie.
-Nic nie szkodzi.
-Szkodzi , Chłoszczyc. – mruknęła pod nosem ,a cały brud znikł z rąk obu dziewcząt.
-Dzięki. – szepnęła Nerwa.
-Nie ma za co. To ja ci dziękuję.
Przyjaciółki mocno się przytuliły i powoli podążyły w stronę wieży Gryfonów.

Kiedy dotarły do dormitorium ,umyły się i zasnęły była druga w nocy więc nic dziwnego ,że rano uczennice prawie zaspały.
-Znowu złapałybyśmy szlaban . – powiedziała Melanie stojąc przed klasą eliksirów.
-Dzisiaj się do nas nie przyczepi. Będziemy ciężko pracować i zero rozmów. – kiedy Minerwa skończyła drzwi klasy się otworzyły.
Na lekcji uczyli się bardzo ciężkiego eliksiru ,który powodował ,że magiczne zwierzęta zmieniają się w ludzkiego psa na pół godziny. Po eliksirach była transmutacja , potem mugoloznactwo (według obietnicy Melanie zrobiła za Nerwę wypracowanie za które dziewczyna zgarnęła Wybitny) następnie był obiad składający się z pieczeni, ziemniaków i dwudziestu dwóch surówek różnych światów , po obiedzie była jeszcze starożytne runy ,a na końcu astronomia. Na ostatniej lekcji nie korzystali po raz pierwszy z lunet tylko przerabiali mapy nieba ,które były na ostatniej lekcji.
-Jestem wykończona. Jeszcze kilka takich dni ,a po prostu nie wytrzymam. – powiedziała Nerwa kiedy postawiła o północy kropkę na końcu swojego wypracowania. – Słyszałam ,że sumy to ciężki okres dla każdego ucznia ,ale że aż tak na gacie Merlina to się nie spodziewałam.
McGonagall podeszła do torby i wrzuciła do niej podręcznik zaklęć.
-No wiesz jeżeli chcesz zdać na same Wybitne to nie dziw się ,że nauczyciele od ciebie tyle wymagają. – powiedziała Melanie ,która skończyła dużo wcześniej od swojej przyjaciółki i właśnie przerzucała strony „Proroka Codziennego”.
-Jest coś ciekawego? – zapytała Minerwa.
-Ni… zaraz … Dnia 2 września włamano się do Departamentu Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami  … a nie same nudy piszą ,że ukradli dwie chimery ,ale Hogwart jest za dobrze strzeżony ,żeby się do niego wdarła chimera. – powiedziała Melanie sennym głosem i potężnie ziewnęła. – No chyba czas już spać. – powiedziała i weszła pod kołdrę. – Dobranoc. – zasunęła zasłony łóżka.
-Dobranoc. – powiedziała Minerwa ,ale zamiast położyć się do łóżka poczekała ,aż koleżanka zaśnie. Minerwa McGonagall wybiegła z dormitorium, wybiegła z pokoju wspólnego, wybiegła z wieży Gryfonów , wybiegła z zamku… zatrzymała się dopiero na Błoniach. Ściągnęła baleriny ,które miała na nogach i bosymi stopami poszła po trawie nad jezioro. Usiadła na jednej z ławek i popatrzyła na niebo. Po chwili tak jak od pewnego czasu się jej to zdarzało zaczęła rzewnie płakać. Wielkie łzy skapywały na jej różową piżamę. Nagle poczuła na swoim ramieniu dłoń. Najpierw pomyślała ,że to Melanie ,ale jej przyjaciółka miała mniejsze dłonie ,potem pomyślała ,że to Chris ,ale kiedy spojrzała w górę zobaczyła jasno niebieskie oczy ,które patrzyły się na nią ni to w geście litości ni to w geście upomnienia. Sam nauczyciel transmutacji stał nad nią ,a jego ręka spoczywała na jej ramieniu. Patrzyli tak sobie w oczy ,ale Nerwa spuściła wzrok ,a z jej oczu znowu pociekły łzy. Profesor Dumbledore usiadł bez słowa obok dziewczyny. Siedzieli tak w ciszy ,którą w końcu przerwała Minerwa. Jej głos był drżący i histeryczny.
-P-ewnie do…stałam szl-l-laban. – wydusiła patrząc prosto w niebieskie oczy nauczyciela.
-Ależ skąd moja droga. Niby za co miałbym cię ukarać? – zapytał profesor spokojnym głosem.
-Z-zaaa chodze-e-enie po… zmroku-u po-oza do-ormi-toriium. – powiedziała dziewczyna.
-Może masz rację ,ale jest taka piękna noc ,a ty jesteś taka smutna ,jak mógłbym ci to zrobić. – powiedziała ,a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
Nagle dziewczyna chociaż sama nie wiedziała dlaczego powiedziała.
-Jest mi tak ciężko.
-Wiem ,moja droga ,wiem i doskonale cię rozumiem. Straciłaś rodziców ,czyli osoby ,które tak bardzo kochałaś jest ci ciężko ,chce ci się płakać całymi dniami ,ale jednak coś w głębi rozkazuje ci ,że masz się trzymać i nie dać się. Czujesz się taka bezradna ,ale i pewna siebie ,ale ta pewność siebie ,jest tylko mgłą ,która dostatecznie nie umie zagłuszyć twego wewnętrznego bólu.
-A p-pan skąd t-to-o wie? – zapytała Minerwa ,która nagle poczuła ,że na świecie chyba jest ktoś kto wie co ona czuje.
-Moja droga sam to przeżyłem. Straciłem ojca, matkę potem siostrę odeszli – umarli i już nie wrócą ,ale nie żałuje się zmarłych żałuje się żywych. Najgorsze bowiem z tego wszystkiego jest to ,że mój rodzony brat nie chce mnie znać to mi sprawia teraz największy ból ,bo z czasem da się pogodzić ze śmiercią w końcu każdy z nas będzie musiał w końcu spojrzeć jej prosto w oczy ,chociaż niektórzy zrobią to ze strachem ,a inni z ulgą.
-T-to znaczy ,że pan też stracił-ł ro-odzinę-ę.
-Tak. – powiedział Dumbledore ,a uśmiech znikł z jego twarzy. – To wspomnienie wciąż boli mniej niż przedtem ,ale boli.
-Ja nie umiem już znieść t-tego bólu. Jestem za słab-ba.
-Każdy tak na początku myśli ,ale nie można próbować zapomnieć trzeba się z tym pogodzić ,bo zapomnienie nie trwa wiecznie ,a pogodzenie się tak.
-Ale ja nie mogę dlaczego inni mają rodziców ,a ja nie dlaczego życie jest dla mnie tak okrutne.
-Życie jest zawsze okrutne ,ale ma też swoje uroki. To co teraz przeżywasz przeżywa wiele osób. Znasz może Chrisa? – dziewczyna skinęła głową. – Jego rodzice zginęli kiedy był w drugiej klasie ,zwykły wypadek samochodowy zniszczył mu życie ,ale on się z tym pogodził.
Minerwa poczuła ,ze nareszcie wie dlaczego chłopak wtedy do niej podszedł ,po prostu wiedział co ona czuje i w pewien sposób chciał jej chyba pomóc. Dumbledore jakby wiedział co ona myśli rzekł.
-Tak ten młody Ślizgon wie co ty czujesz. Pamiętaj tylko by z tym nie walczyć tylko się z tym pogodzić ,a najbliżsi zawsze są tu – wskazał na serce - ,bo miłość to najsilniejsza magia na świecie. Pamiętaj.
Kiedy skończyła wstał i powoli ruszył w stronę zamku zostawiając Minerwę z górą myśli dużo większą niż tą górą wypatroszonych ropuch. 


Karolina

wtorek, 12 lipca 2011

Błonia.

-…i wtedy mnie obudziłaś. – zakończyła triumfalnie Nerwa.
Melanie przez dłuższą chwilę się nie odzywała jakby nad czymś głęboko się zastanawiała.
-Miałaś kiedyś sny prorocze? – zapytała w końcu.
-Nie. – powiedziała stanowczo Minerwa ,która nie wierzyła w coś takiego jak sny prorocze, wróżenie z kuli i inne tego typu sztuczki wróżek.
-Czyli to był po prostu sen. – zakończyła temat Melanie.
-Tak tylko sen. – szepnęła Minerwa tak cicho ,że nikt poza nią tego nie usłyszał.



Następnego dnia Minerwa nie musiała być budzona ,przez swoją przyjaciółkę ,ponieważ obudziły ją poranne, promyki słońca ,które świeciły jej prosto w oczy. Tak więc młoda czarownica wstała niechętnie, ubrała się i jako pierwsza skorzystała z łazienki. Kiedy myła zęby popatrzyła przez okno na Błonia. Niebo było błękitne bez najmniejszej chmurki, wiatr też najwyraźniej zrobił sobie wolne ,bo żaden listek na drzewie nie drgał ,słońce za to grzało mocno. Błonia były puste ,nie licząc wielkiej kałamarnicy ,która pływała leniwie ,po jeziorze. Minerwa była wniebowzięta. Uczesała włosy i zostawiając śpiącej Melanie tylko krótki liścik ,chwyciła torbę i wybiegła z dormitorium. Zbiegła po trzy schody w dół i nareszcie ,świeże powietrze musnęło jej twarz. Znalazła się na zewnątrz. Poprawiła torbę na ramieniu i ruszyła w stronę swojej ulubionej ławki.
Siedziała tak patrząc zachłannie na piękne widoki ,które ją otaczały. Dziewczyna straciła poczucie czasu. Było jej tak wspaniale ,do chwili gdy do jej głowy powróciły okropne myśli o jej rodzicach. Dziewczyna usiadła sztywno na ławce i schowawszy twarz w dłoniach zaczęła rzewnie płakać. W pewnej chwili ktoś chwycił ją za ramię ,a potem usiadł obok niej.  Czuła jak ten ktoś ją obejmuje. Najpierw myślała ,że to Melanie ,ale przecież Melanie nie była tak zbudowana jak ten kto ją pocieszał. W końcu dziewczyna zerknęła na osobę ,która ją pocieszała i prawie podskoczyła.
Jej oczom ukazał się blondyn o oczach błękitnych jak poranne niebo. Był to Chris. Chłopak uśmiechnął się do niej pokazując swoje perłowo białe zęby. Następnie podał jej chusteczkę ,a ona wytarła sobie oczy. Nie mogła uwierzyć ,że oto obok niej siedzi Chris.
Chłopak przestał ją przytulać.
-Wszystko ok.? – zapytał.
Minerwa przytaknęła.
-Co się stało? – zapytał. – Jeśli można wiedzieć. – dodał nieco zmieszany.
-A po prostu dopadły mnie wspomnienia. – wyjaśniła Nerwa ledwie powstrzymując nową falę łez.
-Potrzebujesz czegoś? – zapytał chłopak.
-N-nie. – powiedziała.
-To ,może pójdziesz na śniadanie. Za pół godziny lekcje. – powiedział chłopak uśmiechając się promiennie. Minerwa pomyślała ,że ma uśmiech jak przystojny wokalista zespołu „Magiczne Ropuchy” Bill Walmer.
Chłopak wstał i Nerwa odruchowo zrobiła to samo.
-To ja …e… chyba rzeczywiście pójdę na to śniadanie. – powiedziała i ruszyła w stronę Wielkiej Sali.
-Do zobaczenia. – zawołał za nią chłopak.
-Pa. – okrzyknęła mu Minerwa i weszła do zamku.
Teraz pomyślała ,że dobrze zrobiła biorąc ze sobą torbę ,bo kiedy wychodziła ze śniadania już zabrzmiał dzwonek na lekcję.
Przed klasą eliksirów Minerwa spotkała Melanie.
-Gdzie ty byłaś? – zapytała z wyrzutem Melanie.
-Na błoniach. – powiedziała Minerwa.
-A co ty tak robiłaś?
-Siedziała.
-Co?!
-No siedziałam sobie na ławce i patrzyłam na naturalne piękno przyrody ,która mnie otaczała.
-I to robiłaś przez ponad godzinę?
-No …nie.
-To co jeszcze robiłaś? – zapytała Melanie nawet nie próbując ukrywać ciekawości.
-Płakałam. – powiedziała cicho Nerwa. – A potem przyszedł Chris i mnie pocieszał.
Melanie otworzyła szeroko oczy ,co sprawiło ,że wyglądała jak mucha ,bo jej okulary i tak dostatecznie je powiększały.
-Chris? – zapytała z niedowierzeniem.
-Tak.
-Ale myślałam ,że z nim skończyłaś.
-Ja też. – przyznała Nerwa. – Ale przecież to on do mnie przyszedł ,ja nad tym nie panowałam ,a w ogóle…
-Yhym, yhym. – odchrząknął profesor ,który od kilku minut przysłuchiwał się ich kłótni wraz z całą klasą. – Czy ja wam nie przeszkadzam.
-Przepraszamy. – powiedziały dziewczyny.
-To nie wystarczy. – powiedział profesor. – Za długo to toleruję. Wy musicie ponosić konsekwencje ponieważ bez konsekwencji niczego się nie nauczycie. Jestem świadom ,że pewnie przeżywacie teraz burze hormonów i inne tego typu rzeczy związane z wiekiem w jakim teraz jesteście wiec trzeba kształcić wasze zachowanie. Dostajecie więc szlaban.  –zakończył i odwrócił się do tablicy. – Macie tutaj listę rzeczy potrzebnych do sporządzenia …
-Pajac. – powiedziała sama do siebie Minerwa i ruszyła ze wszystkimi do szafki po skrzek ropuchy afgańskiej, pióra drapieżnego leniwca północno niemieckiego i sok z róży Miłosza.



-Ale nam dowalili. – powiedziała Melanie ,kiedy rozsiadły się w pokoju wspólnym i wyciągnęły swoje prace domowe.
Rzeczywiście miały między innymi: długi na stopę referat o buntach Goblinów w Afryce ,ćwiczenie zaklęcia zmieniającego bezkręgowce w meble, wypracowanie o zaklęciach obronnych używanych w sytuacjach średniego zagrożenia ,a di tego wszystkiego jeszcze szlaban o osiemnastej.
-Dobra teraz napiszmy wypracowania ,a po szlabanie poćwiczymy zaklęcia. – zaproponowała Melanie ,a Minerwa się zgodziła.
Tak więc przez ponad dwie godziny wertowały książki i pisały wypracowania.
-Na gacie Merlina brakuje mi pięciu cali. – powiedziała Minerwa.
-To napisz o dowódcach na sawannach  Afrykańskich. – zaproponowała Melanie ,która skrobała już wypracowanie na OPCM.
Za pięć szósta miały już napisane wszystkie wypracowania.
Dziewczyny nie zdążyły nawet odpocząć tylko ile sił w nogach pobiegły do lochów.
Stanęły przed drzwiami do gabinetu profesora Danga. Po zapukaniu i usłyszeniu chłodnego „Proszę” weszły do środka. Gabinet był pełny zamarynowanych części magicznych zwierząt i roślin. Po prawej stronie był kominek ,a po lewej pięć rzędów równo ułożonych książek. W murach były świeczniki w kształcie czaszki.
-A to wy papużki. – powiedział profesor Dang. – Siadajcie. – wskazał dwa krzesła z brązowej skóry.
Dziewczyny posłusznie usiadły na krzesłach ,ale we wnętrz były kłębkami nerwów.
-Tak więc ,jesteście ciekawe jaką karę dla was przygotowałem. – spojrzał na dziewczyny z ironicznym uśmiechem. – Nie będzie to przepisywanie ,o nie to za łatwe, ani sprzątanie ,bo to za nudne, nie będziecie pomagać innym ,bo to za szlachetne. Tak więc będziecie zabijać, patroszyć i marynować ropuchy. – uśmiechnął się drwiąco.
Dziewczyny z ledwością powstrzymały wymioty.
-Akurat dostałem dostawę ropuch gnojówek. Są wielkie, brązowe i cuchną tak więc wy je dla mnie przygotujecie. Są mi potrzebne do sporządzenia eliksiru.
-Jakiego? – zapytała Minerwa.
- To nie twoja sprawa. – powiedział profesor.- Będziecie to robić w lochu obok ,bo nie chcę ,żebyście cuchnął mi gabinet ,ach i bym zapomniał. Oddajcie mi swoje różdżki. Dostaniecie je po wypatroszeniu pięćdziesięciu ropuch.
-Aż pięćdziesiąt?!
-Tak po pół setki dla każdej. No już.
Dziewczyny niechętnie ruszyły do lochu gdzie czekały na nie dwie skrzynie ropuch.


Karolina

poniedziałek, 11 lipca 2011

Pająki

Szła powoli, potem coraz szybciej i szybciej, aż w końcu dobiegła do martwego ciała Melanie, leżącego na murawie koło Hogwartu. Była przerażona. Jej najlepszej przyjaciółki już nie było. W dali widziała cień, cień kogoś, kto zdolny był zabić Melanie. Chciała się zemścić. Pobiegła za tym kimś niestety cień nagle znikł. Ciało Melanie nagle się uniosło w powietrzu i rozbłysło jasnym światłem...
-Ej, wstawaj już, bo spóźnimy się na śniadanie! Szybciej! - to był głos Melanie, a czyżby martwej.
Minerwa otworzyła oczy i zobaczyła piękne kontury sylwetki swej przyjaciółki i powiedziała:
-Śniło mi się, że ktoś cię zabił...
-Dobrze, później pogadamy, a teraz się ubieraj!
-Już, już... spokojnie... już wstaję...
Minerwa szybko się ubrała i razem poszły na śniadanie do Wielkiej Sali.Otrzymały tam również plany zajęć.
-Tak w miarę są w tym roku te lekcje, rok temu było gorzej - powiedział chłopak siedzący przy stole Gryfonów.
-Za mało  zajęć!Co to w ogóle jest?! Jak mamy się przygotować do sum?... - krzyczała jakaś kujonka ze stołu Ravenclowu.
W Wielkiej sali zarz zrobił się szum.
- Cisza! - krzyknął dyrektor Hogwartu, Armando Dippet, przykładając sobie różdżkę do gardła - Teraz wszyscy idziecie do swoich domów i macie przygotować się na zajęcia, odnaleźć salę i potem zasiąść w ławce, tylko w ciszy, zrozumiano?
Tłum uczniów rzucił się do drzwi. Zaczęli się przepychać i zaraz nastąpił wielki gwar.

***
- To teraz na transmutację... Ehh... - powiedziała zasmucona Melanie, pakująca książki do torby, a jej smutek prawdopodobnie wynikał z tego, że tylko w tym przedmiocie była gorsza od Nerwy.
-...mój ulubiony przedmiot! - odparła zadowolona Minerwa. - Ale nie smuć się. Będzie dobrze, na prawdę, ja jestem otwarta na każdą propozycję pomocy z transmutacji.
Po tych słowach obie poszły na zajęcia, bo dziewczyny z ich dormitorium już dawni zdążyły się przygotować i wyjść.

***
Na salę lekcyjną, w której odbywały się zajęcia z transmutacji, dziewczyny dotarły jako ostatnie. Czekał tam na nich profesor Albus Dumbledore, starszy nauczyciel o brązowo-siwych włosach sięgających do ramion i brodzie takiej samej barwy. 
-Dzień dobry uczniowie! - nauczyciel powitał wszystkich Gryfonów i Puchonów. -Witam was na pierwszej lekcji z transmutacji w tym roku szkolnym. Otwórzcie swoje podręczniki na stronie 13.
Klasa rozbrzmiała dźwiękiem przekładanych kartek, a po chwili wszyscy z otwartymi książkami czekali na polecenie, które wyda im nauczyciel.
- Na tej lekcji będą wam potrzebne pająki, a domyślam się, że nikt ich nie posiada, przynajmniej na tej lekcji, i mam tu po jednym dla każdego - rzekł profesor, po czym wyjął wielki słój wypełniony okropnymi, owłosionymi, jak zapewniał profesor Dumbledore, nie jadowitymi pająkami o wielkości zaciśniętej pięści.
Rozległy się krzyki i piski.
- Nie bójcie się, jak zachowacie spokój to nic nikomu nie zrobią. - odparł nauczyciel, który, jak było widać, był bardzo przygotowany na taką sytuację. - Na początek waszym zadaniem jest  jakoś unieruchomić te pająki, oczywiście zaklęciem, bo jak widać są bardzo ruchliwe - i wypuścił wszystkie ośmionorzne stworzonka, które rozeszły się po klasie.
Wszyscy próbowali rożnych sposobów złapania tego ośmionoga. Niektórym się udawało, a innym nie. 
- Petrificus totalus! 
- Conjunctivitis!
- Drętwota!
Uczniowie próbowali wszystkich znanych im zaklęć, a zajęcia z transmutacji wcale nie wyglądały na zajęcia z transmutacji. Nawet samej Nerwie nie przypadły one do gustu. 
W końcu, po wielu trudach wszyscy złapali po jednym pająku, a wtedy  Dumbledore im polecił:
- A więc dobrze, nie wiedziałem, że łapanie pająków sprawi wam taką trudność, teraz zróbcie to co piszą w podręczniku, a efektem końcowym ma być uzyskanie dwóch małych krzeseł, nie większych niż połowa pająka. Jedno powinno mieś cztery nogi, jak i drugie również, co razem daje nam osiem, czyli liczbę nóg zwierzaka, którego macie przed sobą. Dla ucznia, który jako pierwszy wykona dobrze to zadanie będzie przyznane 5 punktów i będzie sobie mógł wziąć krzesła, które powstały z pająka. A więc do roboty!
Wszyscy bardzo szybko wzięli się za czytanie strony siódmej. No i trudno było się dziwić, że pod koniec lekcji najlepsza okazała się panna McGonagall. 
Między transmutacją, a zielarstwem Gryfoni mieli jeszcze dużo czasu wolnego, więc dziewczyny wyszły na zewnątrz zamku. 
- Fajna była dziś lekcja transmutacji - rzekła Melanie, której nie sprawiło większego problemu złapanie pająka. 
- Taa, super... - odparła Nerwa, która w czarowaniu była odrobinkę gorsza od przyjaciółki - Chociaż... nie licząc tego durnego łapania tych całych bezkręgowców, to tak. I zarobiłam 5 punktów...
- ...i dwa krzesła - dodała Melanie
- No co?! Krzesła też dobre, powiem ci, że nawet takie dość, muszę je chyba trochę powiększyć i będą w sam raz dla nas dwóch. 
- No, ale co ci się to śniło? Znów miałaś jakieś koszmary? Opowiadaj!


Kasia